poniedziałek, 26 stycznia 2015

Zimowe refleksje



Styczeń dobiega końca a pogoda za oknem jaka jest każdy widzi. Gdzieś ponoć śnieg spadł i jest go nawet całkiem sporo. Tylko najczęściej jest tak, że to gdzieś nie jest tam gdzie jestem ja. A ja czuję głód zimy. Ale takiej prawdziwej. Ze śniegiem chrzęszczącym od mrozu pod butami, ze czerwonymi polikami po wejściu do ciepłego pomieszczenia, z przejrzystym niebem i świecącym słońcem. I z tymi olbrzymimi lodowymi soplami, od lizania których do tej pory nie mogę się powstrzymać. I nie, nie chcę słuchać o oszczędnościach w ogrzewaniu, o bezpieczniejszych drogach i braku konieczności skrobania auta. Bo może to co zaoszczędzimy na ogrzewaniu wydamy za chwilę na leki, bo drobnoustrojowy syf pleni się teraz na potęgę, a latem na repelenty bo się zasrane komary nie wymrożą po bajorach i kałużach. I zacznie się kolejne narzekanie, że żrą w tyłki i nie można wysiedzieć na świeżym powietrzu. Zresztą świeże powietrze to będzie oksymoron bo jedyne co będzie. w nim świeże to zapach off’a czy innego antybzzyka. Krótko mówiąc: Zimo napier…alaj!  

A ja, póki co, muszę radzić sobie inaczej.


W takich chwilach przeglądam foldery i albumy ze zdjęciami (zabawne, że napisałem w tej kolejności – niechybny to znak, że moja fotografia analogowa rzeczywiście powoli schodzi na drugi plan). Przeglądam je i napawam się widokami i wspomnieniami, które momentalnie wyskakują jak, nie przymierzając, przebiśniegi. Ostatnio częściej wspomnieniami wracałem do mojego pierwszego spotkania z nartami biegowymi. Ba, z nartami w ogóle. Bo pośród szusujących tłumów na stoku to, drogi Czytelniku, Dzikusa nie uświadczysz. Niemniej narty biegowe chodziły mi po głowie długo i tak, niemal dwa lata temu wychodziły sobie drogę z mojej głowy do moich nóg.

Marzec 2013 roku, a ściślej mówiąc, jego początek , niespodziewanie uraczył nas sporym opadem śniegu w rejonie Gór Stołowych. Szczęśliwie się złożyło, że pokryło się to z moim pobytem w owych stronach. Decyzja była szybka, albo teraz, albo znowu będę czekał do następnej zimy (teraz już wiem, że i dłużej). Idziemy na biegówki! Dwa telefony i mieliśmy zarezerwowane dwa komplety w wypożyczalni nart w Karłowie.
 
Wycieczka w skrócie:
Termin: pierwsze dni marca 2013
Lokalizacja: Góry Stołowe
Dystans: 1. dnia – ok. 11 km
                2. dnia – ok. 18 km


Okolice Szczelińca Wlk. jak się okazało stanowią całkiem atrakcyjną przestrzeń do pobiegania na nartach. Ciekawe, ratrakowane i oznaczone trasy z założonym śladem do klasyka i łyżwy, piękne okoliczności przyrody, niewielka ilość innych narciarzy. Czego chcieć więcej?
Pierwszego dnia miejsce miało pierwsze starcie i pierwsza z tysiąca moich narciarskich kompromitacji. Przypominam, że był to pierwszy raz, gdy miałem przyczepione do nogi coś dłuższego niż płetwa nurkowa, jednak stanowiłem świetne widowisko dla każdego kto mnie obserwował. Na płaskim i do przodu było nawet całkiem nieźle. Jednak skręcanie i zjazdy zamieniały mnie w białą postać szukającą w powietrzu swoich nóg. Prawdą też jest, że dość szybko wypracowałem sobie niezbyt elegancką, ale jakże skuteczną metodę zatrzymywania się. Na bombę. Gdy tylko zaczynałem się czuć niepewnie, zapobiegawczo waliłem się w co większą zaspę, celując tak by nie trafić w drzewo. Przed dużymi zjazdami, już bez żenady klękałem na nartach i łapiąc je za czuby zyskiwałem jako taką sterowność i stabilność.


Poruszanie się w ten nowy sposób, mam na myśli ten chód narciarski, a nie turlanie się ze zbocza; dawał mi jednak dużo frajdy i szybko zobaczyłem otwierające się nowe możliwości dla moich zimowych aktywności. Wiedziałem też jednak, że ja potrzebuje czegoś innego. Bieg na nartach jest bardzo fajny. Człowiek zyskuje takie poczucie lekkości i zupełnie inaczej odbiera otoczenie, jednak nie ma co ukrywać, biegówki są robione na przygotowane trasy i zastosowania o charakterze raczej sportowym. Mnie gotowe trasy nie kręcą. Łatwiej tam o tłok. Byłem już po odpowiedniej lekturze i research’u  i wiedziałem, że potrzebne są mi śladówki. A najlepiej narty typu back country.

Z tym jednak musiałem jeszcze trochę poczekać.

Tymczasem.




Trasy biegowe w okolicach Szczelińca Wielkiego




 

















Zasłużony obiad w przerwie.


3 komentarze:

  1. Na ostatnim zdjęciu w końcu wyglądasz przyzwoicie. W sumie nawet nabrałem ochoty na wypróbowanie tych biegówek. W Może gdzieś w Poznaniu można wypożyczyć?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem. Może w WGL? Czasami sklepy robią akcje testowania sprzętu z możliwością wypożyczenia. Ale to musi być śnieg. Jak jest śnieg to trochę ludzi biega po WPNie i Zielonce. Najrozsądniej to wyskoczyć na jakiegoś pewniaka. Jak jest śnieg ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. aaa bez śniegu się nie da... a może by tak..? a nie to i tak śnieg jest potrzebny. Chociaż gdyby np. Ale ku..a znowu śniegu brakuje. To ja już nie wiem.

    OdpowiedzUsuń