piątek, 28 marca 2014

Korona Gór Polski - pierwsze zdobycze



W czasie zeszłorocznej wycieczki po Sudetach Zachodnich, którą opisywałem w poprzednim poście, zaczął mi się w głowie rodzić pomysł, by jakoś te górskie wędrówki „uwieczniać”. W sensie by dodać temu jakiś smaczek. Nie, żeby nie podobało mi się to jak do tej pory to wyglądało, ale pomyślałem, że fajnie było by jeszcze to urozmaicić. I tak, od tradycyjnej GOTki, której zasady działania szczerze mówiąc jakoś mi nie przypasowały, dotarłem do zabawy zwanej Koroną Gór Polski, pogmerałem gdzie trzeba i wstąpiłem do Klubu Zdobywców ;) 
Odznaka członkowska Klubu Zdobywców KGP
 
Zasady są proste. Należy zdobyć 28 najwyższych szczytów polskich gór i potwierdzić to pieczęcią w odpowiednim miejscu  książeczki i zdjęciem na szczycie. Nie jest przewidziany żaden  limit czasowy więc nie trzeba się spinać. Po uzbieraniu 28  wpisów i zatwierdzeniu ich przez Lożę Zdobywców otrzymuje  się tytuł ZDOBYWCY. I ot, cała filozofia.

środa, 19 marca 2014

Sudety Zachodnie - wakacje 2013

Wycieczka w skrócie:
Termin: 12 -19 sierpnia 2013
Dystans:  ok 107 km (bez trasy pokonanej autostopem)
Pasma: G. Izerskie, Karkonosze, G. Kamienne
Najwyższy szczyt: Śnieżka 1602 mnpm

"Długi" wyjazd wakacyjny w 2013 roku był niejako kontynuacją pomysłu realizowanego od poprzedniego lata, kiedy to obchodziliśmy górami całą Kotlinę Kłodzką. Tym razem wybraliśmy się w zachodnią część gór aby wypełnić tym samym plan przedreptania całych Sudetów. Spacer zajął nam 8 dni, które podarowały nam wspaniałą pogodę i dobre humory na cały wypad. Plecaki zostały spakowane, wstępne trasy wyznaczone, a buty napastowane. Pełni wiary we własne siły ruszyliśmy na szlak!


wtorek, 11 marca 2014

Uderzenie fali

Uderzenie fali odebrało oddech. Mętna brązowawa woda przesłoniła na moment świat i wdarła się przez usta i nos. Instynktownie wyplułem wszystko i mocniej ścisnąłem wiosło, dziób gwałtownie uniósł się ku niebu by po chwili wbić się w kolejną ścianę wody. Gdzieś z tyłu, za mną, wezbrane wody Sanu podobnie rzucały kajakiem mojego Taty. Obejrzałem się przez prawe ramię i krzyknąłem
- Dalej od brzegu! Wątpię by mnie słyszał, huk wody był ogromny, poza tym, sam też nie do końca odbierałem dźwięki poprawnie. Mimo mocno przylegającego kasku, woda jakoś dostała się do uszu i nie chciała stamtąd wypłynąć. Pędziliśmy w dół rzeki. Najgorsze było to, że nie mogłem znaleźć żadnego miejsca na przerwę. Bezustannie wypatrywałem jakiegoś głazu, albo raczej skały, za którą utworzyłaby się cofka. W głowie miałem wszystkie rysunki nurtu rzecznego i zasady spływania górskiej rzeki, w pamięci przewijały się ćwiczenia na torze na Dunajcu. Nic mi po tym. San wezbrał tak mocno, że zwały wody równo wypełniły całe łożysko. Zdałem sobie sprawę, że tym razem rzuciliśmy sobie duże wyzwanie.