środa, 19 marca 2014

Sudety Zachodnie - wakacje 2013

Wycieczka w skrócie:
Termin: 12 -19 sierpnia 2013
Dystans:  ok 107 km (bez trasy pokonanej autostopem)
Pasma: G. Izerskie, Karkonosze, G. Kamienne
Najwyższy szczyt: Śnieżka 1602 mnpm

"Długi" wyjazd wakacyjny w 2013 roku był niejako kontynuacją pomysłu realizowanego od poprzedniego lata, kiedy to obchodziliśmy górami całą Kotlinę Kłodzką. Tym razem wybraliśmy się w zachodnią część gór aby wypełnić tym samym plan przedreptania całych Sudetów. Spacer zajął nam 8 dni, które podarowały nam wspaniałą pogodę i dobre humory na cały wypad. Plecaki zostały spakowane, wstępne trasy wyznaczone, a buty napastowane. Pełni wiary we własne siły ruszyliśmy na szlak!



Dzień 1.

Podróż autobusowa do Świeradowa-Zdrój, choć dla mnie w większości spędzona na schodkach przy drzwiach, przebiegła bez problemów i mimo towarzystwa udających się do uzdrowiska Szanownych Pań, raczących współpasażerów opisami swoich dolegliwości zdrowotnych, była całkiem przyjemna, bo zapowiadała czekającą przygodę. W Świeradowie wylądowaliśmy w porze obiadowej, dlatego też pierwsze kroki skierowaliśmy do...kawiarni ;) Tam latte, potem łyk wody zdrojowej i na szlak. Na ten dzień nie mieliśmy przewidzianej zbyt długiej trasy, jednak pierwsze forsowne podejście na Stóg Izerski wycisnęło parę kropli potu. Około godziny 17 zameldowaliśmy się w schronisku, zamówiliśmy obiad i zaczęliśmy oddychać prawdziwie górskim powietrzem, wszak to już powyżej 1000 m n.p.m. Po obiedzie zabraliśmy bluzy i poszliśmy na niedaleki Smrek, by z czeskiej wieży widokowej podziwiać widoki w świetle zachodzącego słońca. W sumie tego dnia zostawiliśmy za sobą 9 km.
Schronisko na Stogu Izerskim




Człowiek na granicy ;)
Dzień 2.

Kolejnego dnia wstaliśmy stosunkowo "wcześnie" i o godzinie 9 opuściliśmy schronisko. Naszym celem było przespacerowanie się mniej uczęszczanymi szlakami Gór Izerskich i dotarcie na nocleg do stacji turystycznej Orle. Podążają za żółtą farbą doszliśmy do polsko-czeskiej granicy, której linia przez jakiś czas nam towarzyszyła. Po pewnym czasie dotarliśmy do bardzo ładnego miejsca na odpoczynek, gdzie postanowiliśmy sparzyć sobie kawę. Wiatr zawiał, słońce zaszło a z nieba poleciały pierwsze krople deszczu. Na szczęście tuż obok była wiatka, a raczej domek, w którym schowaliśmy się przed coraz mocniejszym deszczem. W ten sposób kawa przerodziła się w drugie śniadanie, a kryzys pogodowy przeczekaliśmy nie mocząc niczego. Na obiad dotarliśmy do Chatki Górzystów słynącej z wielkich i bardzo dobrych naleśników. Schronisko zdominowane było głównie przez rowerzystów, dla których Izery to naprawdę fajny kawałek ziemi do jazdy. Po obiedzie, przez Halę Izerską, wzdłuż samej Izery dotarliśmy do Orlego, zostawiając za sobą trochę ponad 14 km.




Dzień 3

Tego dnia opuściliśmy g. Izerskie by zacząć wędrówkę po Karkonoszach. Szybko okazało się, że szlaki tego drugiego pasma są dużo bardziej popularne wśród turystów. Ludzi było więcej, niestety śmieci też. Liczyliśmy, że w mijanych Jakuszycach uda się zrobić zakupy (chodziło głównie o pieczywo) jednak nigdzie nie było sklepu. Na stacji benzynowej uzupełniliśmy tylko zapasy wody. Od tej pory w ruch kanapkowy poszedł więc chleb konserwowy oraz suchary. Obiad jedliśmy na Hali Szrenickiej natomiast na nocleg udaliśmy się parę metrów wyżej, do schroniska Szrenica, usytuowanego na samym szczycie góry, od której wzięło swoją nazwę. Dostaliśmy pokój na ostatnim piętrze, więc tylko Waszej wyobraźni pozostawiam kwestię widoków, które rozpościerały się za oknem..


Karkonosze. Schronisko na Hali Szrenickiej, po lewej i wyżej Szrenica i schronisko na szczycie. Widać, że lokalny ekosystem odradza się - przeważają "zielone" drzewa.




Dzień 4.

Stwierdzono brak śniegu w Śnieżnych Kotłach
Ze Szrenicy nie zaszliśmy daleko, gdyż już godzinę po wyjściu meldowaliśmy się w kolejnym schronisku- Pod Łabskim Szczytem. Plan był taki, żeby zostawić w pokoju ciężkie plecaki i tylko z małym bagażem zrobić sobie wycieczkę dookoła Śnieżnych Kotłów. Miał to być lżejszy dzień na regenerację, jednak w sumie i tak do schroniska wróciliśmy wieczorem, gdyż uroki przyrody nie pozwalały na szybkie opuszczanie kolejnych punktów widokowych. W sumie, zeszliśmy jakieś 13 km i zadowoleni zasiedliśmy do pierogów, które były naprawdę dobre. A na dobitkę poszły naleśniki z jagodami :)


Szlak do Schroniska pod Łabskim Szczytem (zielone dachy po prawej), po lewej, na drugim planie Szrenica (schronisko i stacja wyciągu)


Dzień 5.

Dzień 5, pomimo odpoczynku okazał się z lekka kryzysowym. Początkowo szliśmy bardzo fajnym i ciekawym czerwonym szlakiem, który był tak wąski, że z trudem dwie stopy mieściły się obok siebie, Następnie niebieskim, pokonaliśmy podejście i dostaliśmy się na Główny Szlak Sudecki (również czerwony), którym mieliśmy iść już do końca tego dnia. Na Przełęczy Karkonoskiej zrobiliśmy długą przerwę obiadową, która podbudowała trochę nasze siły. Wypoczęci i najedzeni ruszyliśmy w stronę Śnieżki. Na nocleg wybraliśmy Dom Śląski - jedyne schronisko, które chciało nas przyjąć. Był akurat środek długiego weekendu i obłożenie było gigantyczne. Jednak noc spędziliśmy na podłodze.
Śnieżka 1602 m npm
 


Droga na Okraj
Dzień 6.

Ten dzień zaczęliśmy od "ataku szczytowego" na Śnieżkę. Na szczęście wyszliśmy stosunkowo wcześnie i na szczycie nie było wiele osób. Kilka fotek, kawa, pieczątka do zeszytu i w drogę. Zejście z najwyższego sudeckiego szczytu nie było łatwe, gdyż około godziny 10 Śnieżkę szturmowały tłumy ludzi, przypominające pielgrzymkę, procesję bądź kolejkę przed nowo-otwartą biedronką, idące całą szerokością Drogi Jubileuszowej. Na najbliższym rozstaju skręciliśmy w stronę przełęczy Okraj, szczęśliwie wyrywając się z pędzącego nurtu nie zwracającego uwagi na dwójkę obładowanych ludzi idących w przeciwnym stronę. Po drodze na Okraj zatrzymaliśmy się w czeskim schronisku Jelenka na kufel lemoniady i czekoladę Studencka Pieczęć-czyli miejscowe rarytasy. Na Okraju zjedliśmy obiad i ruszyliśmy dalej w stronę Jarkowic, gdzie jak się okazało, właśnie tego dnia zamknięto schronisko. Na Amen. Nocleg tym razem mieliśmy więc w namiocie. Jednoosobowym ;)


 Dzień 7.

Poprzedni dzień sprawił, że dawna kontuzja kolana mojej towarzyszki dała o sobie znać. Opaska uciskowa jakoś ratowała sytuację, ale o planowanym na ten dzień etapie długodystansowym można było zapomnieć. Po spakowaniu plecaków wyszliśmy na drogę krajową by złapać stopa do Lubawki, Krzeszowa lub Mieroszowa. Ostatecznie wylądowaliśmy w tym ostatnim i przez Lesistą Wielką (przerwa na obiad) oraz Sokołowsko (niesamowite, zapomniane uzdrowisko) dotarliśmy do bardzo ładnego schroniska Andrzejówka w Górach Suchych. Tego dnia we znaki dał się nam głównie okropny skwar i duchota, potęgowane przez strome, męczące podejścia i brak drzew, które dały by trochę cienia.



Dzień 8.

Od rana przywitał nas deszcz. Mimo tego było jednak ciepło i przyjemnie. Kontuzja zdawała się pogłębiać, toteż ponownie zrewidowaliśmy plany i zamiast do Zagórza Śl. skierowaliśmy się do Głuszycy, skracając dystans dwukrotnie. Aby odciążyć kolano, zabrałem Dziewczynie plecak i równomiernie obciążony przemierzałem ostatnie kilometry naszej wycieczki. Deszcz padał, kolano bolało, plecaki wbijały mnie w ziemię, ale humory dopisywały jak nigdy, mimo, że trochę smutno było, że to już koniec. W głowie jednak wykluwały się już kolejne plany na następne górskie wycieczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz