Od lat, niczym mantrę można usłyszeć powtarzane utyskiwania
na stan polskich dróg, brak autostrad, korki, dziury i inne przypadłości
pozwalające podróżnym wnikliwie zapoznawać się z zaokiennym krajobrazem.
Oczywiście, nie ma co przesadzać, jeździć się da i to, co raz lepiej i
sprawniej, chociaż czasami rzeczywiście aż żal słuchać stękania amortyzatorów,
a jak mamy pecha to z obranej drogi przyjdzie nam czasem zawrócić.
Jak przebiegała podróż drogą nr H2O? Zapraszam do lektury.
Relację z tej wycieczki mam zamiar podzieli na kilka części
tak, aby spokojnie móc opisać poszczególne etapy spływu oraz zilustrować je
odpowiednią ilością zdjęć bez zbytniego przeciążania jednego wpisu.
Dlatego dzisiaj, popłyniemy Bystrzycą - jeszcze raz!
Na początek kilka faktów geograficzno-krajoznawczych.
Bystrzyc Ci u nas dostatek, można by śmiało powiedzieć. Jest to bardzo
popularna nazwa dla rzek, strumieni i wszelkich maści cieków wodnych, z
powodzeniem spisująca się również w charakterze miana niejednej miejscowości.
Do Bystrzycy często bywa dodawany
jakiś przymiotnik, precyzujący o jaką konkretnie nam chodzi. W tym przypadku,
przymiotnika nie ma… a chodzi, oczywiście o Bystrzycę będącą lewym dopływem
Odry, wybijającą się na powierzchnię ziemi, gdzieś w Górach Kamiennych (Niemcy
przymiotnik w nazwie mieli i używali, jakże cudownej dla ucha, nazwy Schweidnitzer Weistritz; swoją drogą niemiecka wikipedia sugeruje, że
do XV wieku rzeka nosiła nazwę Lesna/Lesnicz co może być prawdopodobne,
bo na jej brzegach do dziś jest miejscowość-teraz część Wrocławia- Leśnica, a
sama rzeka wybija gdzieś u podnóży szczytu Leszczyniec). Z Gór Kamiennych,
Bystrzyca, spływa sobie z wysokości prawie 620 m npm, kierując się na
północny-wschód, by po ok. 95 km zasilić wody Odry. Bystrzyca przepływa, przez
Świdnicę, a że płynie do Odry, to była oczywistym wyborem na pierwszy etap
mojej wędrówki. Problem jednak jest taki, że jako niewielka rzeka o raczej
górskim charakterze, jest ona bardzo podatna na wahania poziomu wody. Na ogół
głęboka na kilkanaście cm, potrafi rozhulać się niemal z dnia na dzień
wielokrotnie podnosząc wysokość lustra wody (o czym przekonaliśmy się na
własnej skórze pamiętnego lata ’97 roku). By ruszyć ze Świdnicy kajakiem,
trzeba niczym przed atakiem szczytowym na K2, czekać na okno pogodowe i
odpowiednią ilość wody.
Po lewej Piława, po prawej Bystrzyca |
Za miejsce startu
wybrałem bród, malowniczo położony w sąsiedztwie świdnickiej oczyszczalni
ścieków – tej samej, przy której jest pomnik Srającego Chłopka,
zapowiadało się więc czadowo ;) Pierwsze metry pokonywałem pełen werwy i
zapału nie bacząc na pojawiające się trudności – poziom wody, jak się szybko
okazało nie należał do tych najbardziej pożądanych, kajak płynął, ale szuranie
kilem po dnie pojawiało się zbyt często. Wkrótce dopłynąłem do miejsca gdzie
wody Bystrzycy zasila, chyba największy jej dopływ, Piława (nie, nie ta
popularna rzeka spływowa wpadająca do Gwdy ;) i stan wody troszkę się podniósł,
nadal był jednak daleki od ideału.
Jednak moim utrapieniem miało okazać się coś
zupełnie innego. Już w fazie planowania trasy wiedziałem, że będzie mnie
czekała trudna przeprawa. Otóż Bystrzycę postanowiono ujarzmić, i nie mam na
myśli dwóch sztucznych zbiorników w Zagórzu Śląskim i Mietkowie, a dziesiątki
poprzecznych progów spiętrzających wodę. Zgodnie z prastarymi prawidłami rzemiosła
kajakowego, sztucznych progów się nie pływa, zwłaszcza w pojedynkę, wypakowanym
po brzegi kajakiem. Dlatego ilekroć woda zwalniała i pogłębiała się zwiastując zbliżający
się jazik, szukałem miejsca do lądownia. Niestety i pod tym względem odcinek
Świdnica-Mietków nie rozpieszczał. Wysokie, porośnięte pokrzywami, dziką różą i
innymi kolczastymi powojami, strome brzegi znacząco spowalniały tempo
pokonywania tych przeszkód hydrotechnicznych. Targałem więc ten cholerny
kajak/ciężką krowę/dziada pieprzonego/gnoja błotnego po tych wszystkich
kamieniach, krzakach i konarach, za każdym razem coraz głośniej mieląc
siarczyste słowa pod nosem. Po zwodowaniu, kilkaset metrów szuranio-płynięcia i
powtórka z rozrywki. I tak, niezliczoną ilość razy.
Jedna z bardziej uciążliwych przenosek |
Ale te trudy wynagradzało
kilka urokliwych miejsc, a moment wpłynięcia na Zalew Mietkowski podkreśliłem
okrzykiem tryumfu, choć za plecami miałem ledwo 16 km byłem wypompowany.
Zaskakujący "klif" |
Widok na Ślężę |
Na zalewie
zasłużony odpoczynek z widokiem na śląski Olimp, dodał sił. Skierowałem dziób
kajaka na środek tamy, oddalony o jakieś 4 km i zacząłem miarową, systematyczną
pracę wiosłem. W końcu mogłem normalnie powiosłować! Na Mietkowskim mijałem pogłębiarki oraz
wyspy zasiedlone przez setki ptaków. Wrzask był tak wielki, że aż uszy bolały. Coś
niewyobrażalnego. Po pokonaniu jeziora czekała mnie kolejna przenoska, i to nie
byle jaka, bo przez tamę trzymającą te 65 mln m3 wody w ryzach. Plan był prosty
dopłynąć, jak najbliżej spustu wody, ale zachowując bezpieczną odległość,
wyskoczyć na pochyłą betonową opaskę, wytachać kajak na koronę i spokojnie zsunąć
go po nasypie ziemnym z drugiej strony. Trochę postękałem i się udało, byłem po
drugiej stronie.
Pogłębiarki na Zalewie Mietkowskim |
Teraz, już z górki |
Jeden z planów
zakładał pierwszy nocleg na polu namiotowym, jeszcze nad jeziorem, jednak ze
względu na stosunkowo młodą godzinę postanowiłem przerzucić się przez tamę jeszcze
pierwszego dnia i poszukać dogodnego miejsca na biwak w lesie. Kawałek względnie
płaskiego terenu znalazłem w lesie przed Milinem i tam rozbiłem obóz.
Pierwszy biwak |
Następnego dnia, po
wstaniu, nie śpieszyłem się nadto. Chciałem zobaczyć ile czasu zajmuje mi taka
spokojna rutyna poranna. Okazało się, że 1,5 – 2 godzin. Niby dużo, ale
akceptowalnie (przy spięciu pośladów, można by się zmieścić w godzinę) i taki
czas schodził mi mniej więcej każdego ranka.
Rzeka poniżej
zapory płynie przez, utworzony w 1998 roku, Park Krajobrazowy Dolina Bystrzycy i
zmienia charakter na typowo zwałkowy, tj. z dużą ilością drzew i konarów
zwalonych w nurt rzeki, które łatwiej bądź trudniej da się pokonać bez
wysiadania z kajaka. Jest to męczące zajęcie i dość mozolne ale pokonanie
każdego drzewa, czy to pod, czy nad nim, przynosi dziką satysfakcję i sporo
radochy. Nie chodzi tylko o to żeby targać (jak przy przenosce) ale trzeba też
pomyśleć, którędy najlepiej (albo czy, w ogóle) da się przepłynąć. I tak,
większość dnia zeszło mi na wskakiwaniu na powalone pnie i przeciskaniu się pod
nimi. Byłem zadowolony, mimo że płynąłem wolno, choć w notesie zapisałem:
Brak przeszkód znacząco wpływa na czas pokonywania danego odcinka, w Skałce byłem na godzinę przed zakładanym czasem
Jak widać, nawet w czasie płynięcia, nie
traktowałem zwałki jako przeszkody i utrudnienia, którym, mimo wszystko, jest,
ale w porównaniu z katorgą dnia poprzedniego była jedynie atrakcją, która
wymagała trochę wysiłku.
W Skałce znajduje się dość duży, stary – pewnie ze stu
letni, młyn. A jak młyn to wiadomo co, spiętrzenie i przenoska. Nie jakaś strasznie
niewygodna, ale brzeg przy młynówce dość wysoki. Przerzuciłem kajak prawym
brzegiem, zwodowałem się i zaraz lądowałem po drugiej stronie, na całkiem miłej
polance. Biwakowała tam grupa młodych ludzi z Wrocławia. Poczęstowali mnie
kiełbaskami i mięsem z grilla podnosząc moje siły i nadwątloną wiarę w ludzi.
Dzięki Wielkie!!!
Otrzymany posiłek |
Noc, mimo bliskości
wsi minęła spokojnie. Wyspany wstałem po 6. Śniadanie, pakowanie i spływanie.
Co tu więcej pisać. Jako, że do Odry miałem jakieś 19 km byłem pewny, że tego
dnia zejdę już z Bystrzycy. Miałem jednak przed sobą trochę atrakcji. Na
początek poszedł bardzo nisko zawieszony most drogowy. 5 cm wody więcej i
musiałbym obnosić, tak niski był prześwit.
Przed wypłynięciem ze Skałki |
Ciemno wszędzie, nisko wszędzie |
Następnie, a jakże, jaz i przenoska
w Samotworze. Potem trzy kamienne progi. Dwa z nich pozwoliłem sobie skoczyć,
więc miałem okazję poczuć bryzgi wody na twarzy. Trzeci największy i
kilkustopniowy już spławiałem brodząc w wodze do kolan. Ostatnie 10 km rzeki
prowadziło już, przez przedmieścia Wrocławia. Do pokonania były jeszcze dwa progi,
które koniecznie trzeba obnieść. Za pierwszym, tuż za mostem kolejowym przy
stacji Wrocław Leśnica, tworzy się bardzo przyjemne bystrze, na którym, po
odpowiednim wejściu, można sobie fajnie śmignąć, by po chwili przepłynąć pod
mostem tramwajowym. Widok z kajaka na ludzi uwieszonych na rączkach tramwaju
jest zdecydowanie intrygującym doznaniem.
Samowyzwalacz był szybszy |
Drugi próg jest trochę zamaskowany.
Rzeka zdaje się płynąć prosto na elektrownię (prawie 100 letnią), jednak część
nurtu nagle i niemal niezauważalnie skręca ostro w prawo. Jest tam pochylnia i
spory, kilkumetrowy spad niewidoczny z poziomu kajaka. Dlatego lepiej ominąć tę
wlewkę i wylądować za nią, jakby na lewym brzegu odchodzącego koryta.
Zabytkowa elektrownia we Wrocławiu |
Po
minięciu osiedla Pracze (niemal niezauważalne, gdyż rzeka prowadzi zdziczałym
parkiem) dopływa się do Odry. Jeśli ktoś liczy na wielkomiejski sznyt, zgiełk i
gwar, ten się zawiedzie. Wypływa się niemal za Wrocławiem. Jeśli będziemy mieli
szczęście to na horyzoncie zamajaczą nam wieże kościelne i wrocławskie
wieżowce. W każdym razie wpływamy na dużą wodę Odry, zostawiając za plecami
niepozorną rzeczkę, która potrafi dać w kość.
Ale o tym, co na Odrze, następnym razem…
Ostatnie spojrzenie na Bystrzycę |
Pięknie takie miejsce odwiedzić korzystając z kajaka. Sama chciałabym kiedyś sprawdzić, jak to jest, ale wiem, że potrzeba oczywiście odpowiedniego wyposażenia. Kajak jak najbardziej można wypożyczyć, ale potrzebne są inne elementy, które również są bardzo ważne. Na pewno pod uwagę trzeba wziąć kamizelkę ratunkową, jakieś gadżety, no i oczywiście ważną opcją jest również worek wodoszczelny . Taki worek powinien mieć przede wszystkim odpowiednią jakość.
OdpowiedzUsuńMyślę, że świetnie pływałoby się w takich miejscach również jakimiś małymi łódkami. Osoba posiadające łódkę na pewno od razu inwestują w taką opcję, jak przyczepa podłodziowa aluminiowa , bo aż żal nie korzystać z takich pięknych i ciekawych miejsc, które zawsze można odwiedzić, prawda? Wiele osób na pewno się ze mną zgodzi.
OdpowiedzUsuńKajaki to piękne doświadczenie i muszę przyznać, że chętnie pojadę kiedyś na taki wypad. Ważne tylko dla mnie będzie na pewno odpowiednie wyposażenie. Podobno świetnie sprawdzają się torba wodoszczelna . Czy korzystaliście kiedyś z takiej opcji na takich wyprawach?
OdpowiedzUsuń