czwartek, 29 maja 2014

Bystrzyca - Droga H2O - Etap I

Od lat, niczym mantrę można usłyszeć powtarzane utyskiwania na stan polskich dróg, brak autostrad, korki, dziury i inne przypadłości pozwalające podróżnym wnikliwie zapoznawać się z zaokiennym krajobrazem. Oczywiście, nie ma co przesadzać, jeździć się da i to, co raz lepiej i sprawniej, chociaż czasami rzeczywiście aż żal słuchać stękania amortyzatorów, a jak mamy pecha to z obranej drogi przyjdzie nam czasem zawrócić.

Jak przebiegała podróż drogą nr H2O? Zapraszam do lektury.


Relację z tej wycieczki mam zamiar podzieli na kilka części tak, aby spokojnie móc opisać poszczególne etapy spływu oraz zilustrować je odpowiednią ilością zdjęć bez zbytniego przeciążania jednego wpisu.

Dlatego dzisiaj, popłyniemy Bystrzycą - jeszcze raz!

Na początek kilka faktów geograficzno-krajoznawczych. Bystrzyc Ci u nas dostatek, można by śmiało powiedzieć. Jest to bardzo popularna nazwa dla rzek, strumieni i wszelkich maści cieków wodnych, z powodzeniem spisująca się również w charakterze miana niejednej miejscowości. Do Bystrzycy często bywa dodawany jakiś przymiotnik, precyzujący o jaką konkretnie nam chodzi. W tym przypadku, przymiotnika nie ma… a chodzi, oczywiście o Bystrzycę będącą lewym dopływem Odry, wybijającą się na powierzchnię ziemi, gdzieś w Górach Kamiennych (Niemcy przymiotnik w nazwie mieli i używali, jakże cudownej dla ucha, nazwy  Schweidnitzer Weistritz; swoją drogą niemiecka wikipedia sugeruje, że do XV wieku rzeka nosiła nazwę Lesna/Lesnicz co może być prawdopodobne, bo na jej brzegach do dziś jest miejscowość-teraz część Wrocławia- Leśnica, a sama rzeka wybija gdzieś u podnóży szczytu Leszczyniec). Z Gór Kamiennych, Bystrzyca, spływa sobie z wysokości prawie 620 m npm, kierując się na północny-wschód, by po ok. 95 km zasilić wody Odry. Bystrzyca przepływa, przez Świdnicę, a że płynie do Odry, to była oczywistym wyborem na pierwszy etap mojej wędrówki. Problem jednak jest taki, że jako niewielka rzeka o raczej górskim charakterze, jest ona bardzo podatna na wahania poziomu wody. Na ogół głęboka na kilkanaście cm, potrafi rozhulać się niemal z dnia na dzień wielokrotnie podnosząc wysokość lustra wody (o czym przekonaliśmy się na własnej skórze pamiętnego lata ’97 roku). By ruszyć ze Świdnicy kajakiem, trzeba niczym przed atakiem szczytowym na K2, czekać na okno pogodowe i odpowiednią ilość wody.


Po lewej Piława, po prawej Bystrzyca
Za miejsce startu wybrałem bród, malowniczo położony w sąsiedztwie świdnickiej oczyszczalni ścieków – tej samej, przy której jest pomnik Srającego Chłopka, zapowiadało się więc czadowo ;) Pierwsze metry pokonywałem pełen werwy i zapału nie bacząc na pojawiające się trudności – poziom wody, jak się szybko okazało nie należał do tych najbardziej pożądanych, kajak płynął, ale szuranie kilem po dnie pojawiało się zbyt często. Wkrótce dopłynąłem do miejsca gdzie wody Bystrzycy zasila, chyba największy jej dopływ, Piława (nie, nie ta popularna rzeka spływowa wpadająca do Gwdy ;) i stan wody troszkę się podniósł, nadal był jednak daleki od ideału. 

Jednak moim utrapieniem miało okazać się coś zupełnie innego. Już w fazie planowania trasy wiedziałem, że będzie mnie czekała trudna przeprawa. Otóż Bystrzycę postanowiono ujarzmić, i nie mam na myśli dwóch sztucznych zbiorników w Zagórzu Śląskim i Mietkowie, a dziesiątki poprzecznych progów spiętrzających wodę. Zgodnie z prastarymi prawidłami rzemiosła kajakowego, sztucznych progów się nie pływa, zwłaszcza w pojedynkę, wypakowanym po brzegi kajakiem. Dlatego ilekroć woda zwalniała i pogłębiała się zwiastując zbliżający się jazik, szukałem miejsca do lądownia. Niestety i pod tym względem odcinek Świdnica-Mietków nie rozpieszczał. Wysokie, porośnięte pokrzywami, dziką różą i innymi kolczastymi powojami, strome brzegi znacząco spowalniały tempo pokonywania tych przeszkód hydrotechnicznych. Targałem więc ten cholerny kajak/ciężką krowę/dziada pieprzonego/gnoja błotnego po tych wszystkich kamieniach, krzakach i konarach, za każdym razem coraz głośniej mieląc siarczyste słowa pod nosem. Po zwodowaniu, kilkaset metrów szuranio-płynięcia i powtórka z rozrywki. I tak, niezliczoną ilość razy. 
Jedna z bardziej uciążliwych przenosek

Ale te trudy wynagradzało kilka urokliwych miejsc, a moment wpłynięcia na Zalew Mietkowski podkreśliłem okrzykiem tryumfu, choć za plecami miałem ledwo 16 km byłem wypompowany.


 


Zaskakujący "klif"


Widok na Ślężę
 Na zalewie zasłużony odpoczynek z widokiem na śląski Olimp, dodał sił. Skierowałem dziób kajaka na środek tamy, oddalony o jakieś 4 km i zacząłem miarową, systematyczną pracę wiosłem. W końcu mogłem normalnie powiosłować! Na Mietkowskim mijałem pogłębiarki oraz wyspy zasiedlone przez setki ptaków. Wrzask był tak wielki, że aż uszy bolały. Coś niewyobrażalnego. Po pokonaniu jeziora czekała mnie kolejna przenoska, i to nie byle jaka, bo przez tamę trzymającą te 65 mln m3 wody w ryzach. Plan był prosty dopłynąć, jak najbliżej spustu wody, ale zachowując bezpieczną odległość, wyskoczyć na pochyłą betonową opaskę, wytachać kajak na koronę i spokojnie zsunąć go po nasypie ziemnym z drugiej strony. Trochę postękałem i się udało, byłem po drugiej stronie.
Pogłębiarki na Zalewie Mietkowskim


Teraz, już z górki

Jeden z planów zakładał pierwszy nocleg na polu namiotowym, jeszcze nad jeziorem, jednak ze względu na stosunkowo młodą godzinę postanowiłem przerzucić się przez tamę jeszcze pierwszego dnia i poszukać dogodnego miejsca na biwak w lesie. Kawałek względnie płaskiego terenu znalazłem w lesie przed Milinem i tam rozbiłem obóz.
Pierwszy biwak


Następnego dnia, po wstaniu, nie śpieszyłem się nadto. Chciałem zobaczyć ile czasu zajmuje mi taka spokojna rutyna poranna. Okazało się, że 1,5 – 2 godzin. Niby dużo, ale akceptowalnie (przy spięciu pośladów, można by się zmieścić w godzinę) i taki czas schodził mi mniej więcej każdego ranka.

Rzeka poniżej zapory płynie przez, utworzony w 1998 roku, Park Krajobrazowy Dolina Bystrzycy i zmienia charakter na typowo zwałkowy, tj. z dużą ilością drzew i konarów zwalonych w nurt rzeki, które łatwiej bądź trudniej da się pokonać bez wysiadania z kajaka. Jest to męczące zajęcie i dość mozolne ale pokonanie każdego drzewa, czy to pod, czy nad nim, przynosi dziką satysfakcję i sporo radochy. Nie chodzi tylko o to żeby targać (jak przy przenosce) ale trzeba też pomyśleć, którędy najlepiej (albo czy, w ogóle) da się przepłynąć. I tak, większość dnia zeszło mi na wskakiwaniu na powalone pnie i przeciskaniu się pod nimi. Byłem zadowolony, mimo że płynąłem wolno, choć w notesie zapisałem:  
Brak przeszkód znacząco wpływa na czas pokonywania danego odcinka, w Skałce byłem na godzinę przed zakładanym czasem 
Jak widać, nawet w czasie płynięcia, nie traktowałem zwałki jako przeszkody i utrudnienia, którym, mimo wszystko, jest, ale w porównaniu z katorgą dnia poprzedniego była jedynie atrakcją, która wymagała trochę wysiłku. 


W Skałce znajduje się dość duży, stary – pewnie ze stu letni, młyn. A jak młyn to wiadomo co, spiętrzenie i przenoska. Nie jakaś strasznie niewygodna, ale brzeg przy młynówce dość wysoki. Przerzuciłem kajak prawym brzegiem, zwodowałem się i zaraz lądowałem po drugiej stronie, na całkiem miłej polance. Biwakowała tam grupa młodych ludzi z Wrocławia. Poczęstowali mnie kiełbaskami i mięsem z grilla podnosząc moje siły i nadwątloną wiarę w ludzi. Dzięki Wielkie!!!
Otrzymany posiłek


Noc, mimo bliskości wsi minęła spokojnie. Wyspany wstałem po 6. Śniadanie, pakowanie i spływanie.
Przed wypłynięciem ze Skałki
Co tu więcej pisać. Jako, że do Odry miałem jakieś 19 km byłem pewny, że tego dnia zejdę już z Bystrzycy. Miałem jednak przed sobą trochę atrakcji. Na początek poszedł bardzo nisko zawieszony most drogowy. 5 cm wody więcej i musiałbym obnosić, tak niski był prześwit.
Ciemno wszędzie, nisko wszędzie
Następnie, a jakże, jaz i przenoska w Samotworze. Potem trzy kamienne progi. Dwa z nich pozwoliłem sobie skoczyć, więc miałem okazję poczuć bryzgi wody na twarzy. Trzeci największy i kilkustopniowy już spławiałem brodząc w wodze do kolan. Ostatnie 10 km rzeki prowadziło już, przez przedmieścia Wrocławia. Do pokonania były jeszcze dwa progi, które koniecznie trzeba obnieść. Za pierwszym, tuż za mostem kolejowym przy stacji Wrocław Leśnica, tworzy się bardzo przyjemne bystrze, na którym, po odpowiednim wejściu, można sobie fajnie śmignąć, by po chwili przepłynąć pod mostem tramwajowym. Widok z kajaka na ludzi uwieszonych na rączkach tramwaju jest zdecydowanie intrygującym doznaniem. 
Samowyzwalacz był szybszy

Drugi próg jest trochę zamaskowany. Rzeka zdaje się płynąć prosto na elektrownię (prawie 100 letnią), jednak część nurtu nagle i niemal niezauważalnie skręca ostro w prawo. Jest tam pochylnia i spory, kilkumetrowy spad niewidoczny z poziomu kajaka. Dlatego lepiej ominąć tę wlewkę i wylądować za nią, jakby na lewym brzegu odchodzącego koryta. 
Zabytkowa elektrownia we Wrocławiu

Po minięciu osiedla Pracze (niemal niezauważalne, gdyż rzeka prowadzi zdziczałym parkiem) dopływa się do Odry. Jeśli ktoś liczy na wielkomiejski sznyt, zgiełk i gwar, ten się zawiedzie. Wypływa się niemal za Wrocławiem. Jeśli będziemy mieli szczęście to na horyzoncie zamajaczą nam wieże kościelne i wrocławskie wieżowce. W każdym razie wpływamy na dużą wodę Odry, zostawiając za plecami niepozorną rzeczkę, która potrafi dać w kość.


Ale o tym, co na Odrze, następnym razem

Ostatnie spojrzenie na Bystrzycę

3 komentarze:

  1. Pięknie takie miejsce odwiedzić korzystając z kajaka. Sama chciałabym kiedyś sprawdzić, jak to jest, ale wiem, że potrzeba oczywiście odpowiedniego wyposażenia. Kajak jak najbardziej można wypożyczyć, ale potrzebne są inne elementy, które również są bardzo ważne. Na pewno pod uwagę trzeba wziąć kamizelkę ratunkową, jakieś gadżety, no i oczywiście ważną opcją jest również worek wodoszczelny . Taki worek powinien mieć przede wszystkim odpowiednią jakość.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że świetnie pływałoby się w takich miejscach również jakimiś małymi łódkami. Osoba posiadające łódkę na pewno od razu inwestują w taką opcję, jak przyczepa podłodziowa aluminiowa , bo aż żal nie korzystać z takich pięknych i ciekawych miejsc, które zawsze można odwiedzić, prawda? Wiele osób na pewno się ze mną zgodzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kajaki to piękne doświadczenie i muszę przyznać, że chętnie pojadę kiedyś na taki wypad. Ważne tylko dla mnie będzie na pewno odpowiednie wyposażenie. Podobno świetnie sprawdzają się torba wodoszczelna . Czy korzystaliście kiedyś z takiej opcji na takich wyprawach?

    OdpowiedzUsuń