piątek, 16 maja 2014

Życie ostre jak.... MACZETA!! ;)



Z zamiarem kupienia jakiejś maczety nosiłem się dość długo. Rozpatrywałem przede wszytki zasadność zabierania tego typu narzędzia na leśne harce. Ani to siekierka, ani nóż. Czy jest mi to w ogóle potrzebne?
Świeżutki Junior w świątecznej scenerii.
Moje wahania zostały wykorzystanie przez bliskich. Dostałem maczetę pod choinkę ;) Muszę przyznać, że obdarowano mnie modelem, którego kupna nie brałem zupełnie pod uwagę. Co więcej, widząc ją po raz pierwszy nastawiony byłem dość sceptycznie. No bo jak, maczeta z piłą?

No, ale spokojnie. Daliśmy sobie czas na zapoznanie i dotarcie. Teraz po 1,5 roku myślę, że znamy się już nieźle i co nieco możemy o sobie powiedzieć.





Recenzja maczety Gator Junior firmy Gerber.

Nie będę się tu rozpisywał o firmie samej w sobie. Marka jest dość znana, a dzięki współpracy z telewizyjnym Miśkiem stała się znana jeszcze bardziej, choć tracąc, podobno, tym samym szacunek u „prawdziwych survivalowców”. Zajmę się moim modelem maczety.

Gator Jr jest wykonana ze stali wysokowęglowej oraz tworzywa sztucznego. Ostrze ma długość ok. 27 cm (piła na grzbiecie niecałe 20 cm) i jest częściowo pokryte czarną antykorozyjną farbą. Rękojeść zbudowana jest z twardego plastyku oraz gumowych okładzin połączonych z ostrzem dwoma imbusami. Długość całości to prawie 48 cm; waga ok. 400g. Do kompletu dostajemy całkiem porządną, nitowaną pochewkę z czarnego nylonu.



Przy pierwszej nadążającej się okazji chciałem sprawdzić maczetę w działaniu. I przyznam, że byłem zaskoczony zapasem mocy jaki w niej drzemie. Na pierwsze cięcia poszły wiotkie gałązki, następnie trochę grubsze, aż doszedłem do już całkiem solidnych gałęzi. Ze wszystkim Gator radził sobie zadziwiająco łatwo, co w połączeniu z wygodną rękojeścią powodowało, że aż chciało się machać dalej. Również piła na grzbiecie sprawiła się całkiem nieźle. Dość powiedzieć, że zaczynała mi się ta maczeta podobać.



Następnie przyszłą wiosna i wiosenne porządki w ogrodzie, w czasie których maczeta okazałą się bardzo pomocna. Również w czasie oczyszczania miejsca pod stanowisko wędkarskie z trzcin i traw Gerber był w użyciu i nie zawiódł. Kilka wypadów plecakowych do lasu także pozwoliło sprawdzić Gatora w działaniu. Spisywał się wzorowo, choć należy pamiętać, że to nie jest siekiera i rąbie się tym troszkę inaczej.

Ale główny test miał zostać przeprowadzony w czasie spływów kajakowych, czyli w docelowym zastosowaniu mojej maczety. 

Dlaczego zależało mi na maczecie w czasie spływów? Otóż, męczyło mnie zabieranie siekierki. Rezygnacja całkowita z większego narzędzia też okazała się niewygodna. A maczeta, dzięki swej budowie może być zawsze pod ręką w kajaku, łatwo dostępna i wygodna w użyciu. Taki był mój plan i sprawdził się on całkowicie.


Ostatecznie przekonałem się o tym w czasie mojego samotnego spływu drogą H2O. Maczetę przewoziłem wciśniętą między siodełko a burtę kajaka, łatwo osiągalną nawet w czasie siedzenia w kajaku (o to, przede wszystkim, chodziło). Bardzo dobrze spisała się w czasie przerąbywania/piłowania naddatku gałęzi i konarów powalonych w poprzek nurtu rzeki drzew. Świetnie oczyszczała drogę przez zarośnięte kolczastymi roślinami i łozami brzegi, bardzo dobrze oczyszczała z zarośli teren pod biwak i wycinała trzciny zarastające kanały.

Skazaniec. Widać przerażenie w jego oczach :)
Po powrocie, wyczyszczeniu i osuszeniu maczeta została postawiona przed testem ostatecznym. Nie wiem jak Wam, ale mnie maczety kojarzą się m.in. z kokosami. I właśnie ten owoc poszedł pod nóż. Mój gator nie miał z nim większego problemu.


Ostrze maczety jest przyjazne w ostrzeniu. Wystarczy parę ruchów na osełce i zyskujemy pożądaną ostrość. Rękojeść i okładziny są solidne, nic nie odpada. Maczeta dobrze leży w dłoni i nie ślizga się nawet w warunkach zwiększonej wilgotności (czytaj. praca w wodzie i pod nią ;)

Po ponad roku umiarkowanie intensywnego użytkowania maczeta nie doznała żadnych uszczerbków. Po dziesięciu dniach siedzenia w dużej wilgotności, albo nawet bezpośrednio w wodzie non stop, rzuciła się co prawda powierzchowna korozja na odsłonięte części ostrza, ale nie zapominajmy, że to węglówka a w czasie spływu ciężko o suche warunki.
Drobne wykwity korozji po 10-dniowym ciągłym zawilgoceniu


Cóż, jestem zadowolony z maczety Gator Jr. Nie zabieram jej wprawdzie na każdy wypad w krzaki, ale na spływach spisuje się bardzo dobrze i stanowi obowiązkowy element wyposażenia.

p.s.
Mały bonus. 

Błaga o litość, ewidentnie.
Nie myślcie, że rozbity kokos poszedł na zmarnowanie. O nie! Zrobiłem z niego całkiem niezłe mleko kokosowe. Jest to proste, przyjemne i szybkie.

Potrzebujemy kokosa. Świeżego i dojrzałego. Można go poznać po tym, że ma w sobie dużo wody kokosowej, która chlupocze w czasie potrząsania.



Na kokosie odszukujemy trzy zagłębienia. Jedno z nich, jest miękkie i daje się łatwo przebić.
Przebicie do "Śródmieścia".
Po przebiciu (słychać syknięcie) należy wytrząsnąć zgromadzoną w orzechu wodę do naczynia. Wodę można spokojnie wypić albo zostawić do wykorzystania. Swoją drogą, podobno woda kokosowa, była wykorzystywana do przeprowadzania polowych transfuzji krwi.



Woda kokosowa, Było trochę więcej ale upiłem. Smaczna.

Teraz możemy kokosa spokojnie rozłupać. Traktujemy go więc maczetą, młotkiem czy kamieniem i dobieram się do białego środka.

Sorry Winnetou!

Następnie dobrze jest wyłuskać miąższ z zewnętrznej skorupy. Miąższ tniemy na drobne kawałki wrzucamy do naczynia i zalewamy wrzątkiem (im więcej wody, tym chudsze będzie nasze mleko), jeśli została nam woda kokosowa, to też możemy ją dodać. Ja użyłem ok. 0,5 l wody, co dało mi tłuste, sycące mleko kokosowe.
Zalany wrzątkiem miąższ miksujemy na drobne kawałki (wiórki). Następnie całość przelewamy przez szmatkę do innego naczynia. Szmatkę odciskamy do ostatniej kropli. Wiórki ze środka dajemy do wysuszenia a mleko do ostygnięcia. I Voila!

Mleko kokosowe można wykorzystywać na wiele sposobów a pozyskuje się je nadzwyczaj łatwo. 

Spróbujcie, niezła frajda.

Wiórki kokosowe pozyskane w czasie produkcji mleka.

2 komentarze:

  1. To ja też sobie kupuje maczete, fajna zabawka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno jest to pomocne narzędzie a zabawa przy użytkowaniu przednia. Mnogość dostępnych modeli powinna ułatwić wybranie maczety indywidualnie pod siebie. Pozdrawiam!

      Usuń