sobota, 20 czerwca 2015

KGP - Wysoka Kopa 1126 m n.p.m.

KGP – Wysoka Kopa, czyli o tym jak pojechałem w góry pociągiem siedząc za kierownicą.

Dość niedawno odkryłem całkiem fajne połączenie kolejowe do Szklarskiej Poręby. Bez przesiadek, za niewygórowaną cenę, w niezłych warunkach i akceptowalnym czasie podróży. Siedziałem sobie wtedy wygodnie i pozwalałem się wieźć ku przygodzie. Nie musiałem patrzeć na znaki, mrużyć oczu przy błyskach fotoradarów, siedziałem i patrzyłem przez okno. A im bliżej celu byłem, tym ciekawsze widoki tam znajdowałem. Wypad był krótki. Następnego dnia znów siedziałem w pociągu i pozwalałem się wieźć. Tym razem w drugą, powrotną stronę. Podróż była troszkę dłuższa, pociąg troszkę bardziej zatłoczony, a ja troszkę bardziej zmęczony. Jednak, gdy dojechałem do domu, stwierdziłem, że takie połączenie to całkiem niezłą alternatywa dla czterech kółek i podjąłem stanowczą decyzję, że następny wypad w tamte rejony też zorganizuję w oparciu o żelazną drogę. Długo nie musiałem czekać. Miesiąc później znów miałem spakowany plecak i szykowałem się do drogi. Wyszedłem z domu i  wsiadłem w samochód.

Wycieczka w skrócie:
Termin: 25-26. 04 2015
Góry: Góry Izerskie
Dystans: ok. 24 km
Zdobyty szczyt KGP: Wysoka Kopa 1126 m npm

Nie, nie zrobiłem tego przez przypadek czy z przyzwyczajenia. Po prostu auto jedzie jednak zdecydowanie szybciej i zawsze z tego miejsca w którym jesteś i do tego, do którego chcesz się dostać, nie odjeżdża bez ciebie, w związku z tym nie trzeba się nigdzie śpieszyć, a koszty są bardzo porównywalne. Wsiadłem więc w auto i po pięciu godzinach z niego wysiadłem, to samo zrobiłem w drodze powrotnej dzień później. W czasie gdy pociąg powrotny odjeżdżał z górnej stacji Szklarskiej Poręby ja wybierałem danie na obiad, a gdy byłem 6 godzin później w domu i sączyłem sobie w fotelu, to pociąg jeszcze jechał i jechał, i jechał. Pociągi są fajne, ale mój fotel jest fajniejszy.
Szklarska Poręba też jest fajna, bo można z niej wyjść i w Karkonosze, i w Izery, ale w sumie, poza tym to nic fajnego w niej nie ma. My poszliśmy w Izery, czerwonym szlakiem przez Wysoki Kamień. Cel nie był jakoś jasno sprecyzowany. W planach było zdobycie Wysokiej Kopy (1126 mnpm) i znalezienie jakiegoś sensownego miejsca na nocleg. Czy miała to być Chatka Górzystów, Stacja Orle, czy jakiś większy krzak parę metrów od szlaku, mieliśmy zdecydować po drodze.

Idąc czerwonym szlakiem ze Szklarskiej mija się w pewnym momencie budynek starej leśniczówki. Sądząc z „wyposażenia” bywa używany jako miejsce noclegowe, choć ja nie naniósłbym go na swoją listę miejscówek. Niemniej warto tam zajrzeć póki jeszcze stoi, oczywiście po wcześniejszym ładnym przywitaniu się z ewentualnymi lokatorami. Kilkaset metrów wyżej jest wiatka turystyczna, gdzie można zrobić sobie przerwę w marszu i schować się przed deszczem lub słońcem. A słońce dawało akurat ostro. Podwinięte nogawki, podciągnięte rękawy, robiliśmy wszystko żeby zrzucić trochę temperatury. A jeszcze niedawno było tu sporo śniegu. Wiosna zawitała na dobre i dawała o tym znać każdym promieniem słońca, który grzał. Grzały również nogi. Skorzystaliśmy z wiatki.


Po odpoczynku sprawnie weszliśmy na Wysoki Kamień, gdzie wciągnęliśmy po porcji pierogów i heja, dalej w drogę. Wysokość ok. 1000 mnpm robi swoje, do słońca niby bliżej ale resztki śniegu się ostały, a tam gdzie śniegu nie było, jego miejsce zajmowało błoto. Błoto, które bez wahania nazwaliśmy „bieszczadzkim”.

Błoto prowadziło nas w stronę Wys. Kopy. Minęliśmy ciekawe formacje skalne ( m.in. Zwalisko i Wieczorny Zamek) a szlak, właściwie trzy – zielony, niebieski, czerwony, odbiły w lewo, a my postanowiliśmy pójść prosto i skrócić sobie troszkę drogę przez teren nieczynnej kopalni Stanisław, aktualizując przy okazji informacje na temat jej stanu. 

Wszystkich, którzy zachęceni zdjęciami z Internetu przedstawiającymi stare opuszczone samochody ciężarowe planowali wizytę w tym rejonie, za pewne się zasmucą, ale po ciężarówkach nie ma śladu, a i budynków kopalnianych jest mniej. Jednak sam widok wyrobiska robi wrażenie więc warto się tam przespacerować. Przy okazji można pozbierać trochę kwarcu, który leży tam tonami pod naszymi nogami.


Po przejściu przez „Stanisława” połączyliśmy się ponownie z czerwonym szlakiem, a po chwili naszym oczom ukazała się bardzo fajna wiata turystyczna. Jak się okazało, nasze przyszłe miejsce noclegowe. Na Wysoką Kopę nie prowadzi obecnie żaden znakowany szlak. Zakładam, że prowadził kiedyś, tzn. w momencie ustalania szczytów do KGP, ponieważ teraz należałoby – zgodnie z pierwotną ideą „szczytów oszlakowanych”  zdobywać raczej Sine Skałki, co może byłoby i lepszym rozwiązaniem. Mimo wszystko na Wys. Kopę wejść się da. Prowadzą na szczyt ścieżki, które zapewne były kiedyś szlakami, a teraz wydeptują je wszyscy, którzy z takich czy innych powodów na Wys. Kopę chcą wejść. My nie mieliśmy problemów z odnalezieniem dróżki wiodącej na szczyt. Po pierwsze, była tuż za wiatą, po drugie, płynęła nią istna roztopowa rzeka. Błota więc był ciąg dalszy. Wejście na szczyt zajęło nam kilkanaście minut, głównie ze względu na szukanie optymalnej i najsuchszej drogi. Na wierzchołku pokręciliśmy się troszkę, porobiliśmy zdjęcia i nie mając zbyt wiele do roboty a tym bardziej do oglądania zeszliśmy z powrotem do wiatki. Obiad, kawka, herbatka trochę czekolady, podziwianie całkiem nieźle widocznych Karkonoszy, jeszcze jedna herbatka i lulu.
Noc należała do tych rześkich, wstaliśmy więc stosunkowo wcześnie i od razu okazało się, że tego dnia na widoki nie mieliśmy co liczyć. Otaczała nas całkiem niezła mgła. Nie było to chodzenie po omacku, ale jednak mleko się rozlało. Nie płakaliśmy nad tym bo bardzo lubimy chodzić we mgle. Po lekkim śniadaniu i obraniu marszruty skierowaliśmy się dalej czerwonym szlakiem idąc przez Przednią Kopę (1114 m n.p.m.) i Sine Skałki (1122 m npm) z punktem widokowym „Wiedźmin” z którego widzieliśmy dużo białego, na Rozdroże pod Kopą. Tam skręciliśmy w drogę panoramiczną (szlak żółty) licząc, że się rozwieje i coś jednak pooglądamy. 
 

Mgła rzeczywiście zrzedła ale widoki się nie pojawiły. Spadł jednak deszcz. Idąc żółtym szlakiem minęliśmy pamiątkowy kamień poświęcony tragicznie zmarłemu leśniczemu. Tego typu miejsca chyba zawsze będą skłaniały mnie do refleksji i przypominały o tym co tak naprawdę jest ważne.

Na Rozdrożu Izerskim weszliśmy na zielony szlak skręcając w prawo. Straciliśmy sporo wysokości więc czekało nas całkiem niezłe podejście. Doszliśmy do starej (w sensie bardzo starej) kolejnej kopalni kwarcu, a właściwie ściany wydobywczej zrobiliśmy sobie postój na porządniejsze śniadanie. Aura sprzyjała. Przestało padać, wyszło słońce, kawa przyjemnie rozprowadzała się ciele a my błogo „odsypialiśmy” krótką noc.
Dalsza, nieśpieszna wędrówka zielonym szlakiem zajęła nam niecałą godzinę. Po dojściu do Rozdroża pod Zwaliskiem, skręciliśmy w lewo i ponownie zaczęliśmy udeptywać czerwony szlak, tym razem w stronę Szklarskiej. Kolejną przerwę zrobiliśmy sobie na skałkach na Wysokim Kamieniu, a stamtąd to był już tylko rzut… kamieniem do parkingu, na którym czekało auto. Na miejscu szybka przerzutka w świeże ciuchy, plecaki do bagażnika, krótki spacer w poszukiwaniu sensownego miejsca na obiad i po godzinie wracaliśmy już do domu.

Krótki był to pobyt w górach, jednak dzięki zdecydowaniu się na auto udało się troszkę zmniejszyć proporcję czasu spędzonego w podróży w stosunku do tego, który spędziliśmy na szlaku. Pociąg jechał i jechał, a ja już siedziałem wygodnie w swoim fotelu i cieszyłem się z udanej wycieczki i kolejnego zdobytego szczytu Korony Gór Polski. Chociaż, w górach Izerskich jest wiele dużo ciekawszych miejsc niż Wysoka Kopa. Ale o nich innym razem.

Czołem!


7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. O tak! Plandeka, że tak się wyrażę chroniła nasze tyłki, i to dosłownie, bo wiatka fajna, ale jednak ściany nie do końca szczelne.

      Usuń
    2. plandeka - i do tańca i do różańca :P

      Usuń
  2. Ja również odkrywam zalety samochodu. Jednak gdy tak sunie się pociągiem, z kompanami z kuflem w garści.... to już chyba kończyć nie muszę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie jedyny plus pociągu to to, że można spać ;)

      Usuń
  3. http://www.biegigorskie.pl/zimowy-rekord-korony-gor-polski/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Takie wyczyny poruszają wyobraźnię. Jednak dobrze wiesz, że ja nie lubię się szarpać, a na myśl o bieganiu dostaję wysypki ;) Ale trzymam kciuki za wszystkich, którzy zainspirowani podejmują się takich działań.

      Usuń