KGP – Wysoka Kopa, czyli o tym jak pojechałem w góry
pociągiem siedząc za kierownicą.
Dość niedawno odkryłem całkiem fajne połączenie kolejowe do
Szklarskiej Poręby. Bez przesiadek, za niewygórowaną cenę, w niezłych warunkach
i akceptowalnym czasie podróży. Siedziałem sobie wtedy wygodnie i pozwalałem
się wieźć ku przygodzie. Nie musiałem patrzeć na znaki, mrużyć oczu przy
błyskach fotoradarów, siedziałem i patrzyłem przez okno. A im bliżej celu
byłem, tym ciekawsze widoki tam znajdowałem. Wypad był krótki. Następnego dnia
znów siedziałem w pociągu i pozwalałem się wieźć. Tym razem w drugą, powrotną
stronę. Podróż była troszkę dłuższa, pociąg troszkę bardziej zatłoczony, a ja
troszkę bardziej zmęczony. Jednak, gdy dojechałem do domu, stwierdziłem, że
takie połączenie to całkiem niezłą alternatywa dla czterech kółek i podjąłem
stanowczą decyzję, że następny wypad w tamte rejony też zorganizuję w oparciu o
żelazną drogę. Długo nie musiałem czekać. Miesiąc później znów miałem spakowany
plecak i szykowałem się do drogi. Wyszedłem z domu i wsiadłem w samochód.
Wycieczka w
skrócie:
Termin: 25-26.
04 2015
Góry: Góry
Izerskie
Dystans: ok.
24 km
Zdobyty
szczyt KGP: Wysoka Kopa 1126 m npm
Poglądowa
trasa: http://mapa-turystyczna.pl/route/zkev
Nie, nie zrobiłem tego przez przypadek czy z
przyzwyczajenia. Po prostu auto jedzie jednak zdecydowanie szybciej i zawsze z
tego miejsca w którym jesteś i do tego, do którego chcesz się dostać, nie
odjeżdża bez ciebie, w związku z tym nie trzeba się nigdzie śpieszyć, a koszty
są bardzo porównywalne. Wsiadłem więc w auto i po pięciu godzinach z niego
wysiadłem, to samo zrobiłem w drodze powrotnej dzień później. W czasie gdy
pociąg powrotny odjeżdżał z górnej stacji Szklarskiej Poręby ja wybierałem
danie na obiad, a gdy byłem 6 godzin później w domu i sączyłem sobie w fotelu,
to pociąg jeszcze jechał i jechał, i jechał. Pociągi są fajne, ale mój fotel
jest fajniejszy.
Szklarska Poręba też jest fajna, bo można z niej wyjść i w
Karkonosze, i w Izery, ale w sumie, poza tym to nic fajnego w niej nie ma. My
poszliśmy w Izery, czerwonym szlakiem przez Wysoki Kamień. Cel nie był jakoś
jasno sprecyzowany. W planach było zdobycie Wysokiej Kopy (1126 mnpm) i
znalezienie jakiegoś sensownego miejsca na nocleg. Czy miała to być Chatka
Górzystów, Stacja Orle, czy jakiś większy krzak parę metrów od szlaku, mieliśmy
zdecydować po drodze.
Idąc czerwonym szlakiem ze Szklarskiej mija się w pewnym
momencie budynek starej leśniczówki. Sądząc z „wyposażenia” bywa używany jako
miejsce noclegowe, choć ja nie naniósłbym go na swoją listę miejscówek. Niemniej
warto tam zajrzeć póki jeszcze stoi, oczywiście po wcześniejszym ładnym
przywitaniu się z ewentualnymi lokatorami. Kilkaset metrów wyżej jest wiatka
turystyczna, gdzie można zrobić sobie przerwę w marszu i schować się przed
deszczem lub słońcem. A słońce dawało akurat ostro. Podwinięte nogawki,
podciągnięte rękawy, robiliśmy wszystko żeby zrzucić trochę temperatury. A
jeszcze niedawno było tu sporo śniegu. Wiosna zawitała na dobre i dawała o tym
znać każdym promieniem słońca, który grzał. Grzały również nogi. Skorzystaliśmy
z wiatki.
Po odpoczynku sprawnie weszliśmy na Wysoki Kamień, gdzie
wciągnęliśmy po porcji pierogów i heja, dalej w drogę. Wysokość ok. 1000 mnpm
robi swoje, do słońca niby bliżej ale resztki śniegu się ostały, a tam gdzie
śniegu nie było, jego miejsce zajmowało błoto. Błoto, które bez wahania
nazwaliśmy „bieszczadzkim”.
Błoto prowadziło nas w stronę Wys. Kopy. Minęliśmy ciekawe formacje
skalne ( m.in. Zwalisko i Wieczorny Zamek) a szlak, właściwie trzy – zielony,
niebieski, czerwony, odbiły w lewo, a my postanowiliśmy pójść prosto i skrócić
sobie troszkę drogę przez teren nieczynnej kopalni Stanisław, aktualizując przy
okazji informacje na temat jej stanu.
Wszystkich, którzy zachęceni zdjęciami z Internetu
przedstawiającymi stare opuszczone samochody ciężarowe planowali wizytę w tym
rejonie, za pewne się zasmucą, ale po ciężarówkach nie ma śladu, a i budynków
kopalnianych jest mniej. Jednak sam widok wyrobiska robi wrażenie więc warto
się tam przespacerować. Przy okazji można pozbierać trochę kwarcu, który leży
tam tonami pod naszymi nogami.
Po przejściu przez „Stanisława” połączyliśmy się ponownie z
czerwonym szlakiem, a po chwili naszym oczom ukazała się bardzo fajna wiata
turystyczna. Jak się okazało, nasze przyszłe miejsce noclegowe. Na Wysoką Kopę
nie prowadzi obecnie żaden znakowany szlak. Zakładam, że prowadził kiedyś, tzn.
w momencie ustalania szczytów do KGP, ponieważ teraz należałoby – zgodnie z
pierwotną ideą „szczytów oszlakowanych”
zdobywać raczej Sine Skałki, co może byłoby i lepszym rozwiązaniem. Mimo
wszystko na Wys. Kopę wejść się da. Prowadzą na szczyt ścieżki, które zapewne
były kiedyś szlakami, a teraz wydeptują je wszyscy, którzy z takich czy innych
powodów na Wys. Kopę chcą wejść. My nie mieliśmy problemów z odnalezieniem
dróżki wiodącej na szczyt. Po pierwsze, była tuż za wiatą, po drugie, płynęła
nią istna roztopowa rzeka. Błota więc był ciąg dalszy. Wejście na szczyt zajęło nam kilkanaście minut, głównie ze
względu na szukanie optymalnej i najsuchszej drogi. Na wierzchołku pokręciliśmy
się troszkę, porobiliśmy zdjęcia i nie mając zbyt wiele do roboty a tym
bardziej do oglądania zeszliśmy z powrotem do wiatki. Obiad, kawka, herbatka
trochę czekolady, podziwianie całkiem nieźle widocznych Karkonoszy, jeszcze
jedna herbatka i lulu.
Noc należała do tych rześkich, wstaliśmy więc stosunkowo
wcześnie i od razu okazało się, że tego dnia na widoki nie mieliśmy co liczyć.
Otaczała nas całkiem niezła mgła. Nie było to chodzenie po omacku, ale jednak
mleko się rozlało. Nie płakaliśmy nad tym bo bardzo lubimy chodzić we mgle. Po
lekkim śniadaniu i obraniu marszruty skierowaliśmy się dalej czerwonym szlakiem
idąc przez Przednią Kopę (1114 m n.p.m.) i Sine Skałki (1122 m npm) z punktem
widokowym „Wiedźmin” z którego widzieliśmy dużo białego, na Rozdroże pod Kopą.
Tam skręciliśmy w drogę panoramiczną (szlak żółty) licząc, że się rozwieje i coś jednak pooglądamy.
Mgła rzeczywiście zrzedła ale widoki się nie pojawiły. Spadł jednak deszcz.
Idąc żółtym szlakiem minęliśmy pamiątkowy kamień poświęcony tragicznie zmarłemu
leśniczemu. Tego typu miejsca chyba zawsze będą skłaniały mnie do refleksji i
przypominały o tym co tak naprawdę jest ważne.
Na Rozdrożu Izerskim weszliśmy na zielony szlak skręcając w
prawo. Straciliśmy sporo wysokości więc czekało nas całkiem niezłe podejście.
Doszliśmy do starej (w sensie bardzo starej) kolejnej kopalni kwarcu, a właściwie
ściany wydobywczej zrobiliśmy sobie postój na porządniejsze śniadanie. Aura
sprzyjała. Przestało padać, wyszło słońce, kawa przyjemnie rozprowadzała się
ciele a my błogo „odsypialiśmy” krótką noc.
Dalsza, nieśpieszna wędrówka zielonym szlakiem zajęła nam
niecałą godzinę. Po dojściu do Rozdroża pod Zwaliskiem, skręciliśmy w lewo i
ponownie zaczęliśmy udeptywać czerwony szlak, tym razem w stronę Szklarskiej.
Kolejną przerwę zrobiliśmy sobie na skałkach na Wysokim Kamieniu, a stamtąd to
był już tylko rzut… kamieniem do parkingu, na którym czekało auto. Na miejscu
szybka przerzutka w świeże ciuchy, plecaki do bagażnika, krótki spacer w
poszukiwaniu sensownego miejsca na obiad i po godzinie wracaliśmy już do domu.
Krótki był to pobyt w górach, jednak dzięki zdecydowaniu się
na auto udało się troszkę zmniejszyć proporcję
czasu spędzonego w podróży w stosunku do tego, który spędziliśmy na
szlaku. Pociąg jechał i jechał, a ja już siedziałem wygodnie w swoim fotelu i
cieszyłem się z udanej wycieczki i kolejnego zdobytego szczytu Korony Gór
Polski. Chociaż, w górach Izerskich jest wiele dużo ciekawszych miejsc niż
Wysoka Kopa. Ale o nich innym razem.
Czołem!
Plandeka zawsze na propsie!:D
OdpowiedzUsuńO tak! Plandeka, że tak się wyrażę chroniła nasze tyłki, i to dosłownie, bo wiatka fajna, ale jednak ściany nie do końca szczelne.
Usuńplandeka - i do tańca i do różańca :P
UsuńJa również odkrywam zalety samochodu. Jednak gdy tak sunie się pociągiem, z kompanami z kuflem w garści.... to już chyba kończyć nie muszę:)
OdpowiedzUsuńDla mnie jedyny plus pociągu to to, że można spać ;)
Usuńhttp://www.biegigorskie.pl/zimowy-rekord-korony-gor-polski/
OdpowiedzUsuńTak. Takie wyczyny poruszają wyobraźnię. Jednak dobrze wiesz, że ja nie lubię się szarpać, a na myśl o bieganiu dostaję wysypki ;) Ale trzymam kciuki za wszystkich, którzy zainspirowani podejmują się takich działań.
Usuń