czwartek, 3 kwietnia 2014

Obrzyca - maj 2013

Gdy Polacy, w swojej większości, fetując wolne majowe i ciesząc się ponad tygodniowym urlopem szturmowali wszelkiej maści dobytki kulturalno-rozrywkowe, rozgrzewali grille do czerwoności lub wylegali na łono natury tłocząc się na popularnych szlakach, ja byłem w pracy. Nie, nie narzekam. Dzięki temu moje wolne wypadło w terminie zupełnie nie obleganym przez rzesze ludzi, chociaż biorąc pod uwagę lokalizację mojego wypadu nawet w weekend majowy nie spodziewałbym się tłoku. Jest jednak coś przyjemnego w tej świadomości, że ma się możliwość wyjechania z miasta wtedy gdy wszyscy Inni nie mogą ;) 



Spływ w skrócie:
Rzeka: Obrzyca (+ kawałek Odry)
Trasa: Konotop - Cigacice (ok. 44 km)
Termin: 15-17 maja 2013








Tym razem nie było dylematów, cel jeden, jedziemy na spływ, których ostatnimi czasy niestety było jakoś mniej. Szybka analiza możliwości sprzętowo-transportowych, rzut (może dwa) oka na mapę i decyzja zapadła, spływamy Obrzycę.  


Obrzyca w Konotopie - całkiem niepozorna
Obrzyca to niewielka i niedługa rzeczka o całkowicie nizinnym charakterze, w większości swego biegu "dziko" uregulowana przypominająca jeden z wielu kanałów w okolicach Obry. Obrzyca jest prawym dopływem Odry, długa na ok . 60 km, choć różne publikacje podają różnorakie dane na temat długości Obrzycy i miejsca ulokowania jej źródeł. Przyjąć należy, że swój początek bierze w okolicach jez. Sławskiego, by następnie, głównie pośród pól i łąk wić się aż do Cigacic (a ściślej Górzykowa) gdzie wpada do Odry. Nie jest to rzeczka nad wyraz atrakcyjna, momentami nawet usypiająca, ale bardzo łatwa, przyjemna i dostępna właściwie dla 
każdego.



                                                                                    
Obrzyca w okolicach Smolna - już jakby szersza

Na odcinek do pokonania wybraliśmy trasę z Konotopu do Cigacic, czyli jakieś 44 km (w tym ok. 2 km Odrą) a na spłynięcie przewidzieliśmy czysto rekreacyjny czas i niepoprawnie leniwe tempo. Nasze tyłki z bagażami niósł, polskiej produkcji, bardzo fajny 2 -os kajak z laminatu, co z góry ograniczało wszelkie szaleństwa, których i tak się nie spodziewaliśmy.
Pogoda zapowiadała się wyśmienicie i jak się szybko okazało zatęskniliśmy za jakimś kremem do opalania.





Rzeka za tamą przeciwpowodziową -jak widać potrzebną

 

W środę, 15 maja, około godziny 13 znaleźliśmy miejsce do wodowania. Znajdowało się pod mostem kolejowym, wśród pokrzyw sięgających kolan i spełniało wszystkie inne wymagania beznadziejnego miejsca do rozpoczęcia spływu (wysokie, strome brzegi, brak płycizny itp itd) ale nic lepszego nie było. W związku z tym wodowanie i pakowanie zajęło nam duuuużo czasu i dopiero ok 14 udało się pierwszy raz w tym roku machnąć wiosłem. Na ten dzień przewidziany był zaledwie 10 km odcinek, który pełni werwy pokonaliśmy w niecałe 2 godziny.
Niedosyt wiosłowania zrekompensowało przepiękne miejsce na biwak, który założyliśmy na końcu półwyspu na jez. Rudno (Orchowym). Mała zatoczka, las i widok wprost na jezioro, nie pozwoliły dłużej się zastanawiać. Lądujemy!
Stolik w najlepszej knajpie zarezerwowany ;)
 
Widok z sypialni też zacny
Po lądowaniu, spływowy standard - rozbijanie namiotu, szykowanie obiadu, szukanie opału, relaks, odpoczynek i błogie lenistwo.
 
















 
Następnego dnia wstałem ok. 5 gdy słońce zaczęło łaskotać przez szczelinę tropiku powieki. Pokręciłem się trochę, zrobiłem co trzeba, strzeliłem kilka fotek i wiedząc, że na wczesnoporanny start nie mam co liczyć wróciłem do śpiwora. Temperatura wygoniła nas z namiotu ok. 9. Śniadanie, pakowanie, kawa (testowaliśmy kawę turystyczną firmy Growers Cup, która bardzo nam zasmakowała i zapewne pojawi się jeszcze w naszym menu) i na wodę.





Czarną, proszę!



  
Zwodowaliśmy się ok. 10. 45, chwila na znalezienie wypływu z jeziora i znów na rzece. Postanowienie jest jedno, płyniemy, aż będzie fajna miejscówka, jednak nie mniej niż 15 km. Tempo było niezłe więc zmuszaliśmy się nawet by nie wiosłować i przyjmować pozycję "niedzielnych" kajakarzy, czyli "stopy za burtę". Czas płynął, my też, aż trafiliśmy na niezapowiedzianą zastawkę (mini tamę), której, jak się szybko okazało, nie da się spłynąć. A skoro przenoska to idealny czas na przerwę i żarełko poszło w ruch. Na tym popasie zeszło ponad godzinę. Po jakimś czasie dopłynęliśmy do świetnie urządzonego miejsca opodal miejscowości Kargowa - stoliki, wiatki, ławeczki, pomost, miejsce na ognicho, słowem wszystko to czego oczekuje się od dobrego miejsca na biwak. Niestety, zakładane 15 km jeszcze nie pękło więc mieliśmy tu tylko bardzo długi postój na obiad, drzemkę i lądowe lenistwo. Było tak dobrze, że z trudem zmusiliśmy się do wypłynięcia dalej.


Popas w Kargowej

i cyk, z drugiej

Cyk, z jednej...














Kanałowo-trzcinowy charakter Obrzycy i jej bardzo wysokie podmokłe brzegi skutecznie utrudniały nam znalezienie miejsca na biwak. Ostatecznie wygrzebaliśmy się z wody niedaleko wsi Smolno Wielkie i rozbili na łące pod lasem. Silny, porywisty wiatr uniemożliwił rozpalenie ogniska, więc gdy tylko nastała noc poszliśmy spać. 
Biwak w okolicach Smolna Wlk.

Kolejnego dnia czekał nas finałowy odcinek- 13 km Obrzycą, w tym przenoska przy bramie przeciwpowodziowej plus ok. 2km Odrą do Cigacic. Leniwym tempem z dwoma przerwami dotarliśmy do Odry, która zaskoczyła nas swym wysokim poziomem wody. Rozlana na kilkaset metrów szerokości rzeka pokazywała swoją potęgę, a momentami za długi na Obrzycy kajak, na Odrze był malutka łupinką, która odważyła się zejść na jej wody. Wysoki poziom Odry miał jedną zaletę, po zalanym trawniku dopłynęliśmy do samej drogi, z której miano nas odebrać, odeszło więc kolejne targanie kajaka.

Do następnego!

P.S. W czasie spływu korzystałem z przewodnika dla kajakarzy wyd. Pascal Obra napisanego przez M. Lityńskiego, który obejmuje również Obrzycę. Jak większość publikacji z tej serii okazał się on bardzo przydatny, choć był mało dokładny/zdezaktualizowany pod względem oznaczenia pół biwakowych oraz utrudnień w rzece (zastawki, konieczne przenoski itp), ale kładę to na karb wydania pozycji w 2005 roku. Szkoda też, że zrezygnowano z druku na wodoodpornym papierze, co było dużo bardziej wygodne i praktyczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz