Gdy Polacy, w swojej
większości, fetując wolne majowe i ciesząc się ponad tygodniowym urlopem
szturmowali wszelkiej maści dobytki kulturalno-rozrywkowe, rozgrzewali grille
do czerwoności lub wylegali na łono natury tłocząc się na popularnych szlakach,
ja byłem w pracy. Nie, nie narzekam. Dzięki temu moje wolne wypadło w terminie
zupełnie nie obleganym przez rzesze ludzi, chociaż biorąc pod uwagę lokalizację
mojego wypadu nawet w weekend majowy nie spodziewałbym się tłoku. Jest jednak coś
przyjemnego w tej świadomości, że ma się możliwość wyjechania z miasta wtedy
gdy wszyscy Inni nie mogą ;)
Spływ w skrócie:
Rzeka: Obrzyca (+ kawałek Odry)
Trasa: Konotop - Cigacice (ok. 44 km)
Termin: 15-17 maja 2013
Tym razem nie było
dylematów, cel jeden, jedziemy na spływ, których ostatnimi czasy
niestety było jakoś mniej. Szybka analiza możliwości
sprzętowo-transportowych, rzut (może
dwa) oka na mapę i decyzja zapadła, spływamy Obrzycę.
Obrzyca w Konotopie - całkiem niepozorna |
Obrzyca to niewielka i
niedługa rzeczka o całkowicie nizinnym charakterze, w większości swego biegu
"dziko" uregulowana przypominająca jeden z wielu kanałów w okolicach
Obry. Obrzyca jest prawym dopływem Odry, długa na ok . 60 km, choć różne
publikacje podają różnorakie dane na temat długości Obrzycy i miejsca ulokowania jej źródeł. Przyjąć
należy, że swój początek bierze w okolicach jez. Sławskiego, by następnie,
głównie pośród pól i łąk wić się aż do Cigacic (a ściślej Górzykowa) gdzie wpada do Odry. Nie jest to
rzeczka nad wyraz atrakcyjna, momentami nawet usypiająca, ale bardzo łatwa, przyjemna i
dostępna właściwie dla
każdego.
Obrzyca w okolicach Smolna - już jakby szersza |
Na odcinek do pokonania wybraliśmy trasę z Konotopu do Cigacic, czyli jakieś 44
km (w tym ok. 2 km Odrą) a na spłynięcie przewidzieliśmy czysto rekreacyjny
czas i niepoprawnie leniwe tempo. Nasze tyłki z bagażami niósł, polskiej
produkcji, bardzo fajny 2 -os kajak z laminatu, co z góry ograniczało wszelkie
szaleństwa, których i tak się nie spodziewaliśmy.
Pogoda zapowiadała się wyśmienicie i jak się szybko okazało zatęskniliśmy za jakimś kremem do opalania.
Rzeka za tamą przeciwpowodziową -jak widać potrzebną |
W środę, 15 maja, około godziny 13 znaleźliśmy miejsce do wodowania. Znajdowało
się pod mostem kolejowym, wśród pokrzyw sięgających kolan i spełniało wszystkie inne
wymagania beznadziejnego miejsca do rozpoczęcia spływu (wysokie, strome brzegi,
brak płycizny itp itd) ale nic lepszego nie było. W związku z tym wodowanie i
pakowanie zajęło nam duuuużo czasu i dopiero ok 14 udało się pierwszy raz w tym
roku machnąć wiosłem. Na ten dzień przewidziany był zaledwie 10 km odcinek,
który pełni werwy pokonaliśmy w niecałe 2 godziny.
Niedosyt wiosłowania zrekompensowało przepiękne miejsce na biwak, który założyliśmy na końcu półwyspu na jez. Rudno (Orchowym). Mała zatoczka, las i widok wprost na jezioro, nie pozwoliły dłużej się zastanawiać. Lądujemy!
Niedosyt wiosłowania zrekompensowało przepiękne miejsce na biwak, który założyliśmy na końcu półwyspu na jez. Rudno (Orchowym). Mała zatoczka, las i widok wprost na jezioro, nie pozwoliły dłużej się zastanawiać. Lądujemy!
Stolik w najlepszej knajpie zarezerwowany ;) |
Widok z sypialni też zacny |
Po lądowaniu, spływowy standard - rozbijanie namiotu, szykowanie obiadu,
szukanie opału, relaks, odpoczynek i błogie lenistwo.
Następnego dnia wstałem ok. 5 gdy słońce zaczęło łaskotać przez szczelinę
tropiku powieki. Pokręciłem się trochę, zrobiłem co trzeba, strzeliłem kilka
fotek i wiedząc, że na wczesnoporanny start nie mam co liczyć wróciłem do
śpiwora. Temperatura wygoniła nas z namiotu ok. 9. Śniadanie, pakowanie, kawa
(testowaliśmy kawę turystyczną firmy Growers Cup, która bardzo nam zasmakowała
i zapewne pojawi się jeszcze w naszym menu) i na wodę.
Czarną, proszę! |
Zwodowaliśmy się ok. 10. 45, chwila na znalezienie wypływu z jeziora i znów na
rzece. Postanowienie jest jedno, płyniemy, aż będzie fajna miejscówka, jednak
nie mniej niż 15 km. Tempo było niezłe więc zmuszaliśmy się nawet by nie
wiosłować i przyjmować pozycję "niedzielnych" kajakarzy, czyli "stopy
za burtę". Czas płynął, my też, aż trafiliśmy na niezapowiedzianą zastawkę (mini
tamę), której, jak się szybko okazało, nie da się spłynąć. A skoro przenoska to
idealny czas na przerwę i żarełko poszło w ruch. Na tym popasie zeszło ponad
godzinę. Po jakimś czasie dopłynęliśmy do świetnie urządzonego miejsca opodal
miejscowości Kargowa - stoliki, wiatki, ławeczki, pomost, miejsce na ognicho,
słowem wszystko to czego oczekuje się od dobrego miejsca na biwak. Niestety,
zakładane 15 km jeszcze nie pękło więc mieliśmy tu tylko bardzo długi postój na
obiad, drzemkę i lądowe lenistwo. Było tak dobrze, że z trudem zmusiliśmy się
do wypłynięcia dalej.
Popas w Kargowej |
i cyk, z drugiej |
Cyk, z jednej... |
Kanałowo-trzcinowy charakter Obrzycy i jej bardzo wysokie podmokłe brzegi skutecznie
utrudniały nam znalezienie miejsca na biwak. Ostatecznie wygrzebaliśmy się z
wody niedaleko wsi Smolno Wielkie i rozbili na łące pod lasem. Silny, porywisty
wiatr uniemożliwił rozpalenie ogniska, więc gdy tylko nastała noc poszliśmy
spać.
Kolejnego dnia czekał nas finałowy odcinek- 13 km Obrzycą, w tym
przenoska przy bramie przeciwpowodziowej plus ok. 2km Odrą do Cigacic. Leniwym
tempem z dwoma przerwami dotarliśmy do Odry, która zaskoczyła nas swym wysokim
poziomem wody. Rozlana na kilkaset metrów szerokości rzeka pokazywała swoją
potęgę, a momentami za długi na Obrzycy kajak, na Odrze był malutka łupinką,
która odważyła się zejść na jej wody. Wysoki poziom Odry miał jedną zaletę, po
zalanym trawniku dopłynęliśmy do samej drogi, z której miano nas odebrać,
odeszło więc kolejne targanie kajaka.
Do następnego!
P.S. W czasie spływu korzystałem z przewodnika dla kajakarzy wyd. Pascal Obra napisanego przez M. Lityńskiego, który obejmuje również Obrzycę. Jak większość publikacji z tej serii okazał się on bardzo przydatny, choć był mało dokładny/zdezaktualizowany pod względem oznaczenia pół biwakowych oraz utrudnień w rzece (zastawki, konieczne przenoski itp), ale kładę to na karb wydania pozycji w 2005 roku. Szkoda też, że zrezygnowano z druku na wodoodpornym papierze, co było dużo bardziej wygodne i praktyczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz