 |
Południowy Kanał Obry |
Odpoczywałem resztę piątku i całą sobotę. I było mi całkiem
dobrze, tak dobrze, że w głowie zaczęły pojawiać się myśli czy może nie dać już
spokoju z tym całym pływaniem. Poziom wody w kanale na pierwszym moim odcinku
odbiegał od idealnego. Było płytko i wartko. Prąd nie był w sumie aż tak duży,
ale niski poziom wody uniemożliwiał porządne, głębokie zawiosłowanie, a jedynie
odbijanie się piórami wioseł od piaszczystego dna, pogoda też jakby nie chciała
mnie zachęcić to powrócenia na rzekę. Powiem wprost, rozprężenie spowodowane
wybiciem się z koczowniczego trybu życia pociągnęło za sobą kryzys. Jeszcze w
niedziele rano, pakując się z powrotem z kajakiem do samochodu miałem
wątpliwości i to takie ciche szeptanie w głowie
–Po co? I tak już sporo przepłynąłem. Znowu mam się brudzić i tarabanić z tym kajakiem?
Jednak gdy tylko zatrzymaliśmy się ponownie nad kanałem, zwodowałem kajak i wsiadłem
do niego, wszelkie wątpliwości prysły.
Przygoda trwa, jedziemy z koksem.