Początek, czy koniec przygody? |
Fala upałów potrafi rozleniwić nawet najzagorzalszego
turystycznego aktywistę, o czym dobitnie przekonał mnie fakt, że zastanawiając
się nad formą spędzenia ostatniego weekendu, całkiem poważnie brałem pod uwagę
wyjazd na morze i anemiczne baraszkowanie pośród złotego piasku nadbałtyckich
plaż. Słyszałem już ten morza szum i ptaków śpiew, czułem smak pysznej, świeżo
smażonej fląderki przegryzanej frytkami i sałatką z kapusty pekińskiej i
łaknąłem słonej bryzy każdą komórką swojego ciała. Bo dawno już się z Bałtykiem
nie widzieliśmy. Jednak coś tam gdzieś zaszemrało, może morze później, może
jednak w góry, może tak będzie ciekawiej, aktywniej, przyjemniej. No i sen o
flądrze z plastykowego talerzyka rozpierzchł się niczym krople wody na hydrofobowej powłoce kurtki. Poszły się bujać fale, plaże i
skrzeczące mewy. Ich miejsce zajęła królowa śniegu i Sudetów, jej wyniosłość
Śnieżka.