
Zdarza się, że nawet najlepsze plany idą w łeb. I właśnie w
tą część ciała poszły moje plany na tegoroczne wakacje. Miał być spływ, miał
być tygodniowy wypad w Beskidy, miało być wiele innych rzeczy. I były, ale
tylko te inne, które pozmieniały szyki. Nie narzekam, w żadnym razie, ale
jednak ten niedosyt, czy wręcz głód „dzikości” pozostał. By już całkiem nie
uschnąć starałem się wykorzystać każdą sytuację na odrobinę leśnego
pobuszowania. W trzecim tygodniu lipca wylądowałem na chwilę w Kotlinie Kłodzkiej.
W planach była dwudniowa wycieczka na Śnieżnik (by podejść od innej strony i
dobić do KGP) i okolice, ale jak pisałem na początku, plany poszły w łeb. Z
zakładanych dwóch dni zrobiło się kilka godzin, odpuściliśmy więc
Śnieżnikowanie i zdecydowaliśmy się na „coś nowego”- najwyższy, więc koronny,
szczyt Gór Orlickich. Poszliśmy na Orlicę.