Początek, czy koniec przygody? |
Fala upałów potrafi rozleniwić nawet najzagorzalszego
turystycznego aktywistę, o czym dobitnie przekonał mnie fakt, że zastanawiając
się nad formą spędzenia ostatniego weekendu, całkiem poważnie brałem pod uwagę
wyjazd na morze i anemiczne baraszkowanie pośród złotego piasku nadbałtyckich
plaż. Słyszałem już ten morza szum i ptaków śpiew, czułem smak pysznej, świeżo
smażonej fląderki przegryzanej frytkami i sałatką z kapusty pekińskiej i
łaknąłem słonej bryzy każdą komórką swojego ciała. Bo dawno już się z Bałtykiem
nie widzieliśmy. Jednak coś tam gdzieś zaszemrało, może morze później, może
jednak w góry, może tak będzie ciekawiej, aktywniej, przyjemniej. No i sen o
flądrze z plastykowego talerzyka rozpierzchł się niczym krople wody na hydrofobowej powłoce kurtki. Poszły się bujać fale, plaże i
skrzeczące mewy. Ich miejsce zajęła królowa śniegu i Sudetów, jej wyniosłość
Śnieżka.
Wycieczka w skrócie
Termin: 13-14. 06. 2014
Dystans: ok. 16,5 km w Karkonoszach i 3,5 km w Rudawach
Pasma: Karkonosze, Rudawy Janowickie
Gdy cel został już obrany, zaczęły się poszukiwania jakiejś
konkretnej mety na te dwa noclegi. Na miejsce mieliśmy się zwalić koło północy
z czwartku na piątek więc postanowiliśmy coś zaklepać przed wyjazdem. Parę
telefonów, kilka odmów i padło na agroturystykę w niewielkiej miejscowości
położonej w Rudawach Janowickich – Gruszkowie. Jak zaplanowano tak się stało i
chwilę przed godziną duchów wnosiliśmy plecaki do naszego pokoju. Plan nie był
jakoś szczególnie ambitny, w sumie, ambitny to nie był w cale, ale spełniał
nasze rozleniwione upałem oczekiwania. Wobec powyższego na szlak wyszliśmy o
godzinie, którą z przyzwoitości przemilczę, zaczynając wędrówkę przy Kasie do
KNP, czyli Karkonoskiego Parku Narodowego, przy szlaku czerwonym w Karpaczu.
Cholendarną kwotę, którą musieliśmy zapłacić za parking również pominę.
Nad Łomniczką |
Szło się przyjemnie, pogoda dopisywała, humory też. Pierwszą
przerwę zrobiliśmy w Schronisku nad Łomniczką. Człowiek czyta te przewodniki,
gazety, Internety, stara się świadomie korzystać z wypoczynku w naturze i wiedzieć, co robi, ale jednak
przyzwyczajenia są często silniejsze. Po wejściu do schroniska, od razu
zamówiłem colę (dla mnie to niczym ambrozja), zamówiłem colę z lodówki. W
SCHRONISKU BEZ PRĄDU!! Niby o tym wiedziałem, ale szczena mi opadła, gdy
sympatyczna Pani z uśmiechem przypomniała mi – Ale my nie mamy lodówki, ani prądu. Na szczęście cola z piwniczki
była dość chłodna by złagodzić obrażenia po kontakcie z rzeczywistością. Ale
pamiętajcie w Łomniczce nie ma prądu i nie ma noclegów. Kawałek za
schroniskiem, szlak wychodzi z lasu i zaczynają się pierwsze widoki.
W dolinie Łomniczki |
Wspinaliśmy się ścieżką robiąc co jakiś czas przerwę. Trochę by
popatrzeć na okolicę i trochę bardziej trochę, by złapać parę głębszych
oddechów. Oj, ożywione dyskutowanie nie służy marszom, niepostrzeżenie
pozbywając tchu. Przy symbolicznym cmentarzu Ofiar Gór. Zatrzymaliśmy się na
dłużej. Przeczytaliśmy wszystkie 30 tabliczek. Cały czas zastanawiam się, czy
sformułowanie Ofiary Gór jest trafne. Bo czemuż One winne, że stoją, że są, że
ludzie po nich łażą? Czy winą jest to, że były przed Nami i pozostaną długo po
Nas. Dużo lepszym wydaje się być jednak główne hasło tego miejsca: Martwym ku pamięci, żywym ku przestrodze,
którego treść warto mieć w pamięci za każdym razem gdy przemierza się górskie
ścieżki, bo skała, jak pisałem, skałą pozostanie.
Warto zatrzymać się na chwilę refleksji |
Rześki wiaterek rozgonił ponure myśli a rozmowa z, jak to
określił, prawie-siedemdziesięciolatkiem
trenującym przed wyjazdem w Alpy, a może i gdzie wyżej dodała otuchy i
potwierdziła istnienie niesłabnącego płomienia przygody. Krótka chwila i
byliśmy już pod Domem Śląskim, gdzie spaliśmy rok wcześniej. Odciążając plecaki
przed atakiem szczytowym rozprawiliśmy się z kanapkami i herbatą, by po
krótkiej przerwie ruszyć dalej „nowym” czerwonym szlakiem. Od Domu Śląskiego
zrobiło się znacznie tłoczniej na szlaku. Widać było, ze kolejka na Kopę była
już ruchu. Im wyżej wchodziliśmy tym bardziej zapinaliśmy kurtki. Wiał
wyjątkowo mocny i zimny wiatr, który dosłownie zdzierał czapki z głów, ale na
szczycie w nagrodę fundnęliśmy sobie po gofrze z cukrem pudrem, no i załatwiliśmy
pieczątkę do książeczki KGP. Wewnątrz restauracji na Śnieżce był tłok, gwar i
duchota, chciałem więc wyjść z goframi na zewnątrz. Pisałem już, że wiało i że
gofry były z cukrem pudrem. No to nie będę opisywał mojego wyglądu po pierwszym
podmuchu ;) Aha, czeski wyciąg na Śnieżkę już działa.
Czujecie obiad? |
Ja, czuję! |
Ze szczytu zeszliśmy Drogą Jubileuszową i mijając Dom Śląski
skierowaliśmy się przez Równię p. Śnieżką do Strzechy Akademickiej na obiad.
Powiem tylko, że strasznie żałuję, że ostatnim razem nie udało nam się
przenocować w tym schronisku, bo zapomniałem już jak bardzo ono mi się podoba.
Na obiad poszły pierogi, a my gonieni kropiącym deszczem poszliśmy dalej za
niebieską farbą, przez Samotnię i Polanę w Karkonoszach, za którą skręciliśmy w
szlak zielony, który doprowadził nas do szosy, a ta, z kolei, do parkingu i
auta. Przedreptaliśmy sobie nieśpiesznie jakieś 16,5 km, co, nie ukrywam,
czuliśmy w nogach.
Ładnie, nie? |
Pusta Samotnia, czad! |
W drodze na S...okolik |
Kolejnego dnia obudził nas ulewny deszcz. Po raz kolejny
więc odpuściliśmy sobie poranne wyjście. Plan na dzień był i tak bardzo
skromny. Chcieliśmy zdobyć najwyższy szczyt Rudaw Janowickich i na tym
zakończyć nasz krótki wypad. Pełni werwy i nie zrażeni kapryśną pogodą
pojechaliśmy do Szwajcarki. Lało niemiłosiernie, więc wycieczkę zaczęliśmy od
herbaty w schronisku. Gdy tylko usiedliśmy z kubkami do stołu, wyszło słońce i
przestał padać deszcz. Prędko dokończyliśmy napój i wyszykowali się do
wyjścia, tylko po to by zobaczyć za drzwiami ścianę wody. Pogoda była istotnie w
kratkę i wątpliwe było doczekanie się odpowiednio długiego okna. Kaptury na głowy, pokrowce na plecaki i w drogę. Z cukru nie
jesteśmy.
Rudawy Janowickie to te dwa zielone cycki które mija się jadąc w Karkonosze, tzn. to nie tylko te cycki
ale i reszta tego pasma, ale te punkty są charakterystycznym i niemal
oczywistym celem wycieczek, mija się je jadąc do Karpacza i są dobrze widoczne ze Śnieżki.. I teraz zagadka. Najwyższą górą Rudaw Janowickich
jest Skalnik mierzący 945 m npm i wchodzący w skład KGP. A jaki szczyt jest
najpopularniejszym w Rudawach Janowickich? Też na „S” – Sokolik, jeden z tych cycków, który ma jedynie 623 metry powyżej poziomu morza. No i też, zamiast na Skalnik,
weszliśmy na Sokolik, tym samym nie zdobywając najwyższego punktu tego pasma.
Z Sokolika na Krzyżną Górę |
Tragedii nie ma, raczej pośmialiśmy się z moich nawigacyjnych zdolności (ten błąd tak wrył mi się w pamięć, że dosłownie w momencie pisania tego posta, zobaczyłem, że zdjęcia Sokolika mam błędnie podpisane jako tego drugiego;).
Wycieczkę na Sokolik i drugi cyc –
Krzyżną Górę (654 m npm) zdecydowanie polecam. Trasa jest atrakcyjna, ale łatwa. Na
szczytach czekają fajne punkty widokowe na sutkach tzn. skałkach (naprawdę, ciężko oderwać się od tak oczywistych - i przyjemnych- analogii). Wejście na nie (ułatwienia
w postaci metalowych i kamiennych stopni i poręczy) może być problematyczne dla
osób z lękiem wysokości/przestrzeni (zwłaszcza Sokolik) ale same formacje skalne
oglądane z dołu są atrakcyjne. My trafiliśmy akurat na przechodzące nisko
chmury, które co rusz spowijały nas mgłą. Ograniczało to wprawdzie widoki, ale
dodawało magii.
Z Krzyżnej na Sokolik (widać sutki) |
Zdobycie obu szczytów nie zajmuje zbyt wiele czasu, spokojnie więc może być przyjemną przerwą w drodze w Karkonosze lub, jak w naszym przypadku, drodze powrotnej. Schronisko Szwajcarka, zdominowane wprawdzie przez wspinaczy skałkowych, którzy mają tam swoją bazę wypadową, jest bardzo ładne, choć ciężko w nim o nocleg. Pod schronisko można podjechać bezpośrednio autem, bądź dojść np. z Przełęczy Karpnickiej (tu też jest duży parking). Przełęcz ta jest też dogodnym miejscem do rozpoczęcia fajnej wycieczki we wschodnią część Rudaw Janowickich, ku przepięknym i fantazyjnym formacjom Skał Starościńskim i dobrze zachowanym ruinom zamku Bolczów. Bliskość Karkonoszy i Królowej sprawia, że w Rudawach nie ma zbyt dużego ruchu turystycznego. Nie licząc oczywiście wspomnianych wspinaczy, których zmagania ze skałą można podglądać wprost ze szlaku. Wystarczy tylko podnieść głowę.
A na Skalnik jeszcze się wybierzemy. To pewne!
Do zobaczenia na szlaku.
Sokolik w chmurze i słońcu |
Krzyżna Góra - jak widać. |
P.S. Bardzo fajnym i przydatnym narzędziem do planowania i wizualizacji wycieczek okazuje się mapa-turystyczna.pl. W linku pierwsza część wycieczki http://mapa-turystyczna.pl/route/s2p4 .
Akurat się wybieram niedługo w te rejony;)
OdpowiedzUsuńBart, a czym robisz zdjęcia?
Cześć Mati! Na pewno jest tam co robić niezależnie od pogody. Zdjęcia robię jak "normalny biały człowiek", aparatem. Takim, który akurat mam pod ręką, chociaż ostatnio coraz rzadziej zabieram lustro, bo jest za duża i ciężka. W tym przypadku fotki strzelone jakimś kieszonkowym nikonem typu małpka.
UsuńPozdrawiam!