KGP – Wysoka Kopa, czyli o tym jak pojechałem w góry
pociągiem siedząc za kierownicą.
Dość niedawno odkryłem całkiem fajne połączenie kolejowe do
Szklarskiej Poręby. Bez przesiadek, za niewygórowaną cenę, w niezłych warunkach
i akceptowalnym czasie podróży. Siedziałem sobie wtedy wygodnie i pozwalałem
się wieźć ku przygodzie. Nie musiałem patrzeć na znaki, mrużyć oczu przy
błyskach fotoradarów, siedziałem i patrzyłem przez okno. A im bliżej celu
byłem, tym ciekawsze widoki tam znajdowałem. Wypad był krótki. Następnego dnia
znów siedziałem w pociągu i pozwalałem się wieźć. Tym razem w drugą, powrotną
stronę. Podróż była troszkę dłuższa, pociąg troszkę bardziej zatłoczony, a ja
troszkę bardziej zmęczony. Jednak, gdy dojechałem do domu, stwierdziłem, że
takie połączenie to całkiem niezłą alternatywa dla czterech kółek i podjąłem
stanowczą decyzję, że następny wypad w tamte rejony też zorganizuję w oparciu o
żelazną drogę. Długo nie musiałem czekać. Miesiąc później znów miałem spakowany
plecak i szykowałem się do drogi. Wyszedłem z domu i wsiadłem w samochód.